Wpisy

Deszczowe Piosenki

Choć teraz raczej należy nastawiać się na opady śniegu, na Waszych sesjach będzie taka pogoda jaką zechcecie. Dlatego dzisiaj garstka polecanek pod sceny rozgrywające się w deszczu. Zanim przejdziemy do polecanej muzyki zachęcam do zapoznania się z pracami Goro Fujity (po lewej). W jego pracach dominują roboty, koty, a czasem również deszcz.
Współczesne lub futurystyczne miasto. Zdecydowanie niegościnne, pełne zagrożeń, twarzy ukrytych w cieniu kapturów lub parasoli. Kłębki pary unoszące się z kanalizacji i wylotów rur, samochody ochlapujące chodniki.
To jeden z najpopularniejszych niezależnych muzyków, król serwisu Jamendo. Miły, ciepły letni deszcz. Nie ponury, tylko wywołujący uśmiechy, może jakieś biegające dzieci skaczące po kałużach, jakaś para wspólnie przemykająca z pod jednego dachu pod drugi.
To mój typ na przygodę, która w całości toczyła się w sążnistym deszczu. Konkretnie – na finał tej przygody, gdy wreszcie, po wszystkich wydarzeniach ulewa ustaje, ciemne chmury się rozstępują i pojawia się słońce (ja przyciąłem utworek około 1:40).
Soulsavers – Kingdoms Of Rain

A tu zamilknę. Jestem ciekaw jaki klimat Wam się nasuwa przy słuchaniu tego utworu.

Michael McCann – Watchtower

Mój ulubiony kawałek do pełnego neonów cyberpunkowego miasta. Tłumy ludzi, masa pojazdów, feeria kolorowych świateł reklam, dodatkowo załamujących się w kroplach wszechobecnego deszczu, niekończące się ulice, wieżowce wbijające się w gęstą pokrywę chmur z których nieustannie woda leje się na ciasny tłum.

Tyle. A po jakie utwory Wy sięgacie, gdy w jakiejś scenie dominuje deszcz?

Gaeta’s Lament

Notka z jajem była 1 kwietnia, więc dziś coś na serio. W BSG są całe tony doskonałej muzyki i pewnie nie raz będę jej poświęcał notki, stąd nowy tag.

Bear McCreary – Gaeta's Lament

Ta balladka z czwartego sezonu może się świetnie przydać w każdym systemie.. Trik koncentruje się na bardzo powolnym przejściu. Zaczyna się bardzo estetycznie, by powolutku, powolutku przejść w bardzo złowieszcze brzmienia.

Początkowo myślałem, że to idealny kawałek do jakiegoś fantasy. Drużynka siedzi sobie wieczorem, bard śpiewa na swojej warcie a jakieś podłe ludzie się skradają z najczarniejszymi intencjami w dłoniach… A potem wymierzyłem sobie siarczystą lepę.

Po pierwsze, kto gra bardem? Po drugie, nuda. Gracze mają słuchać jak MG opisuje jak ktoś ich nachodzi z nienacka? Durnota. Po trzecie, jednym z moich celów na tym blogu jest pokazywanie, że muzyka służy nie tylko MG ale i graczom. Dlatego zapomnijcie (częściowo) o powyższym. Albo chociaż odwróćcie role. Kiedy w fantasy to wasi gracze gdzieś się chcą zakraść i coś może pójść nie tak, lub wręcz na bank pójdzie nie tak, to w czasie ich działań puśćcie ten kawałek (jest stosunkowo długi). Jakiś bard piętro niżej lub w karczmie na przeciwko byłby fajnym, dodatkowym spleceniem opisu z muzyką.
Oczywiście Battlestar Galactica to najlepszy przykład na to, że ten kawałek może znaleźć się w analogicznej sytuacji w SF czy jakimkolwiek systemie. W końcu wokal nie musi być traktowany tak dosłownie. Clou dla mnie w tym wypadku jest po prostu wstępna estetyka, piękno, które później ustępuje rosnącemu napięciu i zagrożeniu. Może to być wstęp do walki lub do głośnego “uff”. Może tez być świetnym cliffhangerem, momentem przerwania sesji w iście serialowym stylu.

Na koniec link do bloga samego Beara, który świetnie pisze o tym jak powstawała muzyka do serialu. W tym oczywiście jedną notkę poświęcił tej balladzie.

Polecanki na serio – reszta to żart

Nie, żebym z reguły był super poważny, ale data zobowiązuje, żeby dziś być jak najmniej poważnym. Dlatego serwuję dziś trzy polecajki, a Wam zostawię decyzję czy potraktujecie je na serio, czy nie.

King Joe – Kung Fu

Cyberpunkowa przygoda miejska. Gracze uganiają się z świadkiem koronnym za którym Yakuza i gang czarnoskórych wysłali hordy swoich cyngli. Na pewnym etapie przygody trzeba się przyczaić przed kolejnym ruchem, bo policja musi namierzyć kreta, który zdradza położenie nieszczęsnego księgowego (w rzeczywistości to jednej postaci ktoś podrzucił pluskwę). Po chwili pełnej napięcia ciszy postać na czatach (a później i reszta) zostają zaatakowani przez drobnych ubranych na czarno azjatów z noktowizorkami na oczach. Sesja w lekkim klimacie jeżdżenia po rasistowskich stereotypach, więc i muzyką można się pobawić.

John Carpenter – Everyone's Coming to New York

Będę szczery – nie użyłem jeszcze, ale jak tylko będę planował sesję postapo (choć i to nie konieczne) w oparach absurdu, to wydaje się kuszącym podkładem w prologu.

Yoshida Brothers – Rising

Przygoda akcji w L5K, miało być filmowo na całego, więc poszedłem na całego. Muzyka towarzyszyła opisom kolejnych postaci graczy – pionowo obok nich pojawiało się Kanji z imieniem postaci a pod nimi poziomo nazwisko gracza. A po tym powiedziałem:

Jak za cięciem katany obraz rozpada się na dwoje by ukazać planszę tytułową – “The Black Daisho”.
…Następnie słyszymy głos Tomasza Knapika mówiący “Stracony honor”

Było przezabawnie.

Graj Trikiem – Director’s Cut

Moje wypociny nie w całości trafiły do Graj Trikiem. Dziś publikuję cztery, nieco wyrwane z kontekstu fragmenty. Uwaga – nie redagowane, w sumie to nawet nie przejrzane czujniejszym okiem, ale jestem chory i nie mam na to siły. Miłego czytactwa i słuchactwa.

Michael Kamen – Final Showdown

Jeśli jednak chcecie większego tempa i innego nastroju to może utwór „Final Showdown” z ścieżki z pierwszej części „X-Men” będzie idealny. Użyłem go w dość analogicznej scenie. Utwór od pierwszych sekund jest bardzo dramatyczny – dlatego zacząłem od człowieka wybiegającego z korporacyjnego budynku, który ciągle oglądał się za siebie. Jak to filmowe ofiary – zamiast trzymać się zaludnionych ulic futurystycznego miasta, ten szybkim krokiem zaczął kluczyć po drobnych uliczkach ściskając mocno teczkę z dokumentami. Kolejne zaułki, on ogląda się za siebie, u wylotu ulicy pojawia się czyjaś sylwetka… znacie ten klimat… Wreszcie trafia na ślepy zaułek, napastnicy mają go w garści, zbliżają się, na bruk upada teczka. Muzyka się uspokaja, ja opisuję ten sam zaułek, raz jeszcze, ale teraz oświetlany migającymi na czerwono i niebiesko kogutami policyjnymi. Postacie graczy są już na miejscu, zaczynamy dzisiejszą sesję…

Edvard Grieg – Holberg Suite for Strings

Chciałem szczególnie dobrze przedstawić halę produkcyjną, w której później miała się zakończyć pewna przygoda. To było SF, z masą elektroniki, więc postanowiłem stworzyć kontrast dla tej sceny. Sięgnąłem po klasykę – na pewno znacie utwór Griega „Holberg Suite for Strings”, chociaż pewnie tak jak ja, za cholerę nie skojarzylibyście go z samego tytułu… Śliczne smyczki, pracujące harmonijnie układające złożoną melodyjkę. Jak znalazł do opisu mechanicznych ramion precyzyjnie przenoszących ciężkie metalowe formy z jednej taśmy nad drugą. Kiedy muzyka lekko się zmieniała przechodziłem na kolejne elementy – ciężką prasę wycinającą odpowiednie kształty, kadź z pomarańczowym, płynnym metalem i tak dalej… taniec maszyn. Kiedy później rozpętała się jatka, gracze nie tylko czuli klimat tego miejsca, ale sami próbowali w walce wykorzystać ruchome i niebezpieczne otoczenie przeciw wrogom.

Don Davis – Power Plant

O ile nie jestem fanem kopiowania scen z filmów „wprost” – czyli opisywania do muzyki tego, co było w filmie, to polecam inspirację na wszelkie sposoby. Chcecie pokazać coś niesamowitego i przerażającego? Pamiętacie drugiego Obcego, kiedy w trakcie dynamicznej ucieczki Ripley nagle zamiera w bezruchu? Powolutku się rozgląda, widzi dziesiątki jaj obcych, słychać ciężkie dyszenie i widzimy ją… Królową obcych w pełnej okazałości. OK. Chcemy czegoś podobnego. Nagłe spowolnienie i pełne napięcia ukazanie czegoś przerażającego lub niesamowitego. Użyjmy muzyki, które ilustruje scenę w tym klimacie, ale nie taką samą. Motyw z pierwszego Matrixa – „Power Plant” towarzyszy scenie, kiedy Neo budzi się w komorze z różowym płynem i widzi kolosalne kolumny, gdzie tysiące ludzi są „uprawiani”. Z tą muzyką i odpowiednim opisem można przyprawić graczy o dreszcze.

Michiru Ooshima – Yuukoku

Trevor Rabin – The Last Car

Pamiętajcie też, że możecie przygotować muzykę nie tylko dla siebie, ale również dla graczy. Jeden z graczy jest wojskowym i jest spora szansa, że w czasie sesji będzie miał okazję wygłosić motywującą przemowę? Miej pod ręką utwór z Full Metal Alchemist „Yuukoku” – werble wojskowe z podniosłymi brzmieniami orkiestry. To oczywiście tylko przykład zarówno sceny jak i muzyki. Kiedyś miałem przygotowaną scenę ucieczki graczy przed policją (sesja w przyszłości). Stwierdziłem, że może będą się chcieli ukryć gdzieś w trakcie i przyszedł mi do głowy pomysł. Wróćmy do ścieżki z 60 sekund. Gracze kryją się w magazynie. Puszczam utwór – „The Last Car”. Około półtorej minuty trzymającej w napięciu, kiedy liczą, że pościg ich minie, kiedy opisuję gdzie ukrywają się w opuszczonym budynku. Muzyka się zmienia, ktoś otwiera drzwi, zaciąga się cygarem trochę popiołu opada na ziemię, muzyka cichnie na chwilę. Pada jedno słowo – „Przeszukać”. Muzyka ponownie eksploduje z rytmicznymi uderzeniami – w sam raz dla wkraczających policjantów, dudniących buciorami po karcianej podłodze…

Niedzielna polecanka #22; Konkurs Barbary Karlik

Niedzielna polecanka #22

W moim życiu było niewiele Poważnych sesji. Jest to zapewne powiązane ze mną, jest zapewne z moimi graczami – jedynie jedna na kilkanaście sesji, w których uczestniczę, nie ocieka offtopem, przedrzeźnianiem się, wyśmiewaniem i dziwacznymi aluzjami. Fakt, że właśnie sesje “poważne” najmilej wspominam, nie staram się jednak do nich dążyć ze wszystkich sił. Zbyt często one nie wychodziły, bym zakładał, że wynikają one z czegoś innego, jak tylko przypadku i akurat stosownego nastroju graczy.

Stąd też raczej rzadko mam potrzebę umiejscowić w grze jakieś elementy z góry humorystyczne. Co, po dłuższym zastanowieniu, być może jest wadą. W końcu czyż nie byłaby radosną chwila, gdy gracze wkraczają do karczmy i zostają przywitani jednym z tych oto utworów:

Toteż ujrzeć na rynku taki to, ekhem, spektakl – niewiele trudu wymaga wyobrazić sobie w miejscu papierowych postaci faktycznych aktorów:

Powyższe przecież równie dobrze wpisać można w Zapomniane Krainy, Stary Świat jak i Śródziemie. Klasyczne światy fantasy są przecież nie tylko zbitką przemocy i nawalanki, a ludzie na jarmarki i do gospód chodzą nie przez przypadek.

Z pewnością jednak spróbuję w ramach Evernighta umiejscowić kiczowatego Wielkiego Złego, który przed kluczową walką zorganizuje prawdziwą scenę taneczną – podczas której zaśpiewa sobie tak:

(Utwór poznany na blogu Cravena – dzięki!)

Oczywiście w czasie tym gracze będą mieli czas na strategiczne ustawienie się w komnacie i przygotowanie do walki.

Czy to przejdzie? W Evernight? Na pewno.

Konkurs Barbary Karlik

O twórczości Basi miałem już przyjemność pisać, nie byłbym zaś Samozwańczym Wielkim Fanem, gdybym nie przekazał ciekawej nowiny. Harfiarka zorganizowała konkurs na tekst utworu. Termin mija wraz z lutym, zaś wymagania ograniczają się do tematyki (inspiracja książkowa, najlepiej fantasy / SF). Sam nie mam pomysłu i talentu ku temu, jednak być może Wy będziecie mieli przyjemność wygrać usłyszenie Waszego tekstu w muzycznej formie podczas Pyrkonu i / lub zyskać prawo do zamówienia prywatnego koncertu.

Powodzenia. : )

Niedzielna polecanka #22; Podsumowanie stycznia


Niedzielna polecanka #22

Gu-qin to jeden z najciekawszych instrumentów, jakie znam. Jak wszystko, co chińskie, jest wypchany symboliką w każdym calu, ma niezwykle ważną rolę w kształtowaniu się muzyki swojego kręgu kulturowego, a jednak grają na nim nieliczni. Rzadkie nagrania są często o słabej jakości zapisu (jak chociażby świetny utwór Shenren Changa), nie jest to więc też najbardziej znany instrument. Chociaż trochę pomógł mu Hero (utwór “In the chess court” jest elementem soundtracku, polecam całość), do porównania od 1:15:

Jako jednak, że utwory na Wikipedii nie są fenomenalne (co nie znaczy, że nie da się ich wykorzystać), można pobawić się jeszcze tym (podobno niektóre z nich to koto, ale coś różnicy nie słychać):

Kiedyś sprezentowałem postaciom w L5K ozdobny gu-qin. Założenie mechaniczne: jeżeli gra na nim ktoś o rozwiniętej Muzyce, po każdy wydaniu punktu pustki gracze wykonują test pustki o ST 20. Jeżeli im się uda, nie tracą punktu.

Gracze nie użyli gu-qinu ani razu. Bo nie chcieli ciągać za sobą grajka. Toteż albo grali na nim poza walką, dla zabawy, albo wcale.

Wskazówka: następnym razem gu-qin będzie grał sam z siebie. I będzie świetne źródło muzyki umotywowanej.

Ilustracja pochodzi z Wikipedii. Wspaniała jest korona tego drzewa.

Podsumowanie stycznia

Miesiąc największych porażek: pominięcie jednego wpisu niedzielnego (Khakon), dwie obsuwy środowe (grałem na kongach). Niby nic, jednak plama na honorze pozostaje.

W dodatku pomyliły mi się już numery polecanek. Eh.

Jako, że Abbadon nie daje znaku życia, wykreśliłem go z ramek aktualizacji. Jest jednak szansa, że już w poniedziałek zobaczycie wpis nowej autorki. Zapraszam do zwiedzania, gdyż takiej muzyki jeszcze u nas nie było. Rozmowy o współpracę toczą się jeszcze z dwoma osobami, mam nadzieję też na przynajmniej jeden tekst gościnny.

Oczywiście zachęcam wszystkich zainteresowanych do współpracy.

Blog się nieco rozwinął. Zainstalowałem u góry strony działy z informacjami, które powinny sporo ułatwić. A że dużo osób trafia na blog przypadkiem, szukając konkretnych zespołów, dział „Czym są gry fabularne?” uznałem za konieczny. Dział „Język naszych notek” precyzuje pojęcia, które dawno temu definiowałem, jednak dla niektórych mogą być już niejasne (warto zwrócić uwagę, że zmieniłem kilka terminów).

Khaki to mistrz świata i każdy o tym wie, niemniej szczególnie ważne jest, że rozpoczął nową inicjatywę okołomuzyczną. Stworzył stronkę, która pomaga za darmo poszukiwać muzyki na sesję, odtwarzać ją gdziekolwiek i ściągać w razie potrzeby. Fajnie, nie? Prawdopodobnie będę przy tym kręcił trochę więcej.

Niby codziennie są dziesiątki wejść na stronę, a jednak w ankiecie tegomiesięcznej uczestniczyło tylko sześć osób:
Czy kategoria “Muzyka drużyny” w recenzjach jest według Ciebie przydatna?
Tak 4 (66%)
Nie 2 (33%)

Tym sześciu osobom dziękuję, a na potrzeby czwórki kategoria „Muzyka drużyny” będzie się pojawiać w reckach. Na stronie jest już kolejna ankieta – na temat ilości utworów przy aktualizacji. Zachęcam (może nieudolnie, ale zachęcam) do ankietowania.

Wiadomość: jeżeli napisałeś kiedyś notkę na temat muzyki, inspiracji muzycznych lub prowadzisz jakikolwiek projekt związany z muzyką w RPG – podeślij mi link, to wrzucę go do linków na blogu.

Notki styczniowe:

Miesiąc z mojej strony miał mocno zarysowany temat, obracający się wokół japońskiego folku. Myślę, że wszyscy fani Bushido, Blood & Honor i L5K znajdą w nim coś dla siebie.

Recenzje:
Japanese Melodies for Flute and Harp http://rpgmuzyka.blogspot.com/2011/01/styczen-miesiac-japonskiego-pitolenia.html
Gagaku http://rpgmuzyka.blogspot.com/2011/01/kunaicho-gakubu-japanese-traditional.html
Dwa albumy na flety i cytry http://rpgmuzyka.blogspot.com/2011/01/flet-i-cytra-ciag-dalszy.html

Polecanki:
http://rpgmuzyka.blogspot.com/2011/01/polecanka-18-podsumowanie-grudnia.html
El-Hadra http://rpgmuzyka.blogspot.com/2011/01/niedzielna-polecanka-19.html
Wyznania Gejszy: http://rpgmuzyka.blogspot.com/2011/01/niedzielna-polecanka-20.html
http://rpgmuzyka.blogspot.com/2011/01/niedzielna-polecanka-22-gu-qin-to-jeden.html

Zarys twórczości:
Osiem japońskich albumów http://rpgmuzyka.blogspot.com/2011/01/japonskie-pitolenie-ostatnie-natarcie.html

Cravena:
http://rpgmuzyka.blogspot.com/2011/01/bye-bye-pete.html
http://rpgmuzyka.blogspot.com/2011/01/i-want-you-so-bad.html

Niedzielna polecanka #21


(Przede wszystkim: tę genialną ilustrację, a raczej – przeciętną ilustrację o genialnych kolorach, znalazłem tutaj: link.)

Nie powiem, żeby film Wspomnienia Gejszy był dla mnie wybitnym źródłem inspiracji. Amerykańska produkcja z Chinkami grającymi gejsze to ciekawy pomysł, ale nie znam gracza, którego interesowałoby dążenie dziewczynek do zostania ludzkimi dziełami sztuki.

John Williams przy tym nie krępował się, mieszając muzykę orientalną z typowo amerykańskimi dźwiękami orkiestry i smyczków. Muzyka ta, zazwyczaj melancholijna, oscyluje więc między „tradycją” (niektóre utwory wręcz nawiązują do „klasyków” amery-orientu, w tym do soundtracku z Ostatniego Cesarza – chyba nie oczekiwaliście inspiracji czymś japońskim?) a amerykańskim pitoleniem filmowym (tak, tym, które zawiera 90% filmó Epickich).

Poniższe przykłady są moim zdaniem najbardziej reprezentatywne, wszystkie też bazują na konkretnym „main themie”.

Mój plan: wykorzystać charakterystyczną melodię główną i przy pomocy reszty soundtracku móc bawić się jej różnymi aspektami. Doczepić do ważnego NPCa (Kobiety? Gejszy? Czemu nie) i zmieniać zgodnie z przebiegiem sesji.

Przykłady:

1. Przedstawienie postaci otoczonej mgłą, wkroczenie na scenę

2. Melancholia, dramatyczna opowieść, przygotowanie do questgivingu

3. Postać porwana lub w niebezpieczeństwie, gracze odnajdują zaginionego NPCa (wpierw opis, napięcie, czy żyje, czy nie spóźniliście się?: wreszcie ulga, odnalezienie, melodia główna)

4. Scena bardziej dynamiczna, zawierająca element akcji

Co w gruncie rzeczy daje pomysł na sesję. Kliszę, owszem. Ale ubierając w ładny kostium i wybór moralny wychodzi całkiem strawne ruszenie na pomoc porwanej gejszy, która prosiła drużynę o ochronę przed samurajem, dawnym kochankiem.

Swoją drogą: poszukuję chętnych do współtworzenia bloga. Terminy i forma dowolne, duża swoboda i zero presji.

I want you so bad…


Dziś jeden prosty utworek, ale kiedy wpadłem na jego zastosowanie, sprawił mi wiele frajdy. Wycelowany jest w sesję z zombiakami, ale pod mózgożernych można wstawić jakieś inne powolne i bezmyślnie łażące za graczami stworzenia.
Joe Anderson – I Want You / Clint Mansell – Doom
Mijasz krawędź budynku i wchodzisz do ciasnego zaułka. Jest tu jeden z tych wielkich zbiorników na śmieci, z kanalizacji wydobywa się para. Twoją uwagę zwraca jednak ruch w głębi uliczki (0:13). Szary, gnijący już miejscami człowiek zaczyna powoli człapać w twoim kierunku. Jęczy i wystawia przed siebie ręce. Widzisz krew ściekającą z jego ust. Odruchowo zaczynasz się wycofywać do znanej ci ulicy wpatrzony w ten horror. (0:36) Twoich uszu dobiegają nieludzkie odgłosy z tyłu. Odwracasz się i widzisz, że z drugiego zaułka powoli wyłania się cała masa maszerujących zgniłych trupów. Białe gałki oczne, sino-zielone twarze, gdzieniegdzie wystające kości. Wszyscy poruszają się tym nieubłaganym, potwornie konsekwentnym marszem… (1:06) [Czas na ucieczkę]
“Doom” na końcu, domontowany całkowicie naprędce. Pewnie milion rzeczy pasowałby lepiej, ale you get the idea. To wstęp do walki lub ucieczki, więc trzeba czegoś z wykopem, a zapewniam Was, że dalszy ciąg “I want you” (która to wersja nota bene pochodzi z musicalu Across the Universe – dzięki Tarkis) nijak tu nie pasował. Zanim powiem gdzie możecie pocałować misia, mogę powiedzieć jeszcze, że nie lubię Beatelsów. Elvis FTW!

PS. Obrazek do notki łatwo było znaleźć, trudniej było wybrać…

Niedzielna polecanka #20

Dzisiejsze dwa utwory są, jak dla mnie, jednym utworem który naprawdę niczym się nie różni, dla czystych rąk jednak informuję: tak, album „El-Hadra” Klausa Wiese'a, na którym zawarte są The Mystik Dance I i The Mystik Dance II ma dwa utwory.

Tytuł albumu zresztą podobno oznacza to samo, co tytuły piosenek. I niektóre sklepy w sieci oferują go jako jeden utwór o ponad pięćdziesięciu minutach.

Utw(o)ór(y) są kwintesencją muzyki tła. Nie znaczy to, że zawsze byśmy je wykorzystali lub że zapewnią Genialny Klimat ™. Jest to samozwańcza muzyka relaksacyjna, medytacyjna, czyli w gruncie rzeczy nudna – składa się z elektronicznego szumu, czegoś na kształt instrumentów perkusyjnych i ciekawych zabaw cymbałami. Jest monotonna (co więcej – ona się przez kilka minut rozkręca), przez to – stabilna.

Powiem tak. Na pewno wykorzystam te kawałki, jak poślę graczy do jakiegoś klasztoru shintao. Na pewno da się je ciekawie wykorzystać. I na pewno kiedyś, będąc na sesji improwizowanej przy komputerze z siecią, odpalę go sobie na Wrzucie.

Ale nie ukrywajmy: gracze raczej przez pięćdziesiąt minut nie wytrzymają.