Warsztaty “Graj Muzyką” na Hellconie 2015

12 grudnia 2015 ja i Merry odwiedziliśmy Hellcon 2015. Po tym, jak Merry poprowadziła tradycyjną prelekcję o wywoływaniu grozy na sesji, przeszliśmy do kolejnej tradycyjnej części naszego programu, czyli Graj Muzyką. Mimo, że konwent nastawiony był raczej na mangowców, przyciągnęliśmy małą grupkę RPGowców i udało nam się wspólnie wymyślić sporo ciekawych scenek pod puszczane utwory. Z mojego punktu widzenia mniejsza niż zazwyczaj ilość osób na warsztatach okazała się dużo bardziej owocna i przyjemna, jako że każdy miał szansę się wypowiedzieć i puściliśmy dużo więcej utworów. Warto też wspomnieć o tym, że mimo braku doświadczenia RPG-owego, do którego uczestnicy się przyznali, pomysły, które rodziły się w ich głowach pod wpływem puszczanej muzyki wzbudzał w nas niekiedy spory podziw.

 

Oto lista utworów, które się pojawiły, wraz z pomysłami, które się przy nich rodziły:

 

1. X-TG ft. Sasha Grey – Afraid

Ciche zaplecze klubu, ciemne głębie cyberpunkowej metropolii, opuszczona łódź podwodna, czy uwodzicielska seryjna morderczyni odpoczywająca między zabójstwami – niepokojący i ciężki nastrój, wraz ze spokojną, jednostajną rytmiką oraz wokalem Sashy Grey dają wrażenie ukrytego niebezpieczeństwa, pozornego spokoju i łudzącego piękna, pod którym kryje się coś mrocznego i niebezpiecznego.

 

2. The Tornados – “Telstar”

http://www.youtube.com/watch?v=BxpZ5rOMH4U

Szarża steampunkowych mechanicznych koni, radosne rodeo, przejażdżka autostopem z dziwnym kierowcą, u którego zawsze leci ten sam utwór, czy wesołe miasteczko w którym nie wszystko działa jak powinno. Stary instrumentalny utwór z początku lat 60 jest szybki, dynamiczny i w pewien sposób optymistyczny, jednak jakość utworu jest daleka od doskonałej – ogólna chropowatość i zgrzyty obecne w dźwięku dodają tej skocznej melodii warstwę dziwności.

 

3. Skrillex & Damian “Jr. Gong” Marley – Make It Bun Dem

Szczególnie ożywiony koncert, deal o rzadki stuff na zapleczu klubu, w którym dzieje się sroga impreza, wypalanie pól marijuany miotaczami ognia czy muzyk, który patrząc w lustro doznaje olśnienia i postanawia wyeliminować swojego konkurenta. Żywiołowy reggaestep, autorstwa prawdopodobnie najbardziej znanego twórcy dubstepu oraz syna legendy reggae, przywodzi na myśl klimaty czarnoskórych muzyków oraz dzikich imprez, wśród których przewija się zakazany owoc dla wybrańców spragnionych haju ich życia.

 

4. Nox Arcana – Highland Storm

Przy tym utworze uczestnicy mieli pomyśleć nad konkretną lokacją, której dopełnieniem mógł by być ten dark folkowy instrumental Nox Arcana. Bez wyjątku wszyscy widzieli tutaj świat fantasy, a dynamiczność utworu wywołała u wszystkich wrażenie konfrontacji lub pogoni, jednak miejsca się różniły – padła bitwa klanów na szkockich wyżynach, ktoś inny widział desperacki pościg do majestatycznej fortecy, była również ucieczka małej gromadki krasnoludów w opuszczonych halach ich przodków. Idąc tropem biegnących brodaczy, uznaliśmy, że przy następnym utworze uczestnicy będą musieli wymyślić scenę dziejącą się konkretnie w krasnoludzkich kopalniach. Nie chcąc szczególnie przesadzać z czymś niepasującym do klimatu, uznałem, że trochę ułatwię robotę i puszczę kawałek szczególnie pasujący do niskich, pijanych, brodatych górników.

 

5. Lord of the Rings: Battle for Middle-Earth OST: Pride of the Dwarves

Mimo jednostajnej konwencji, pomysły były różne: grupa górników odcięta w zawalonym tunelu szukająca drogi na zewnątrz, czasy świetności królestwa Ereboru, zawalenie niegdyś wspaniałego mostu, aby pozbyć się nadciągającej bestii, czy grupa bohaterów, która uratowała krasnoludzką twierdzę i właśnie wchodzą do hali bohaterów, by ujrzeć, że wdzięczni brodacze wykuli na ich cześć wspaniałe posągi, przedstawiające bohaterów w najbardziej charakterystycznych dla nich pozach. Po tej chwili, którą spędziliśmy w tradycyjnym fantasy, przeszliśmy do ostatniego utworu:

 

6. Nile – Slaves of Xul (do 1:24)

http://www.youtube.com/watch?v=l1W-3ekB0eg

Wiedźmy odprawiające rytuał na Łysej Górze, spotkanie z mrocznym szamanem, budowa piramid, klaun zabawiający dzieci, które mogą już zacząć podejrzewać, że jest on seryjnym kanibalem, lub grupa mumii, która obudziła się we współczesnym świecie i skupia się na starożytnym papirusie, który pozwala im na chwilę wrócić do ich przedwiecznego imperium Iremu, o którym w większości zapomnieli. Ponura atmosfera, początkowy gardłowy pomruk, głośne krzyki w nieznanych językach oraz brutalny i niepokojący chaos rozwijający się w utworze, wszystko w egzotycznej, bliskowschodniej otoczce – świat współczesny ignoruje to, jak szokujące rzeczy mogą się kryć w zwyczajach i historii dawnych kultur.

Puchar Mistrza Mistrzów 2015 Falkon

Puchar Mistrza Mistrzów podbity przez Grajki! No może nie do końca podbity i nie tak bardzo przez Grajki, ale jesteśmy na drodze do tego, a jak już sobie obierzemy jakiś cel to nic nas nie powstrzyma. Uderzamy wtedy silnie niczym szalona rzeka! Jak na prawdziwą, mroczną, sektę przystało mamy swoich ludzi po każdej stronie barykady, wśród sędziów byłem to ja, a do grona uczestników konkursu przeniknęli Jarema i Włodi. Ten drugi jest już dwukrotnym zdobywcą pucharu i w tym roku walczył o stały tytuł Mistrza Mistrzów. Co wyszło z tego z tego sędziowania i szarży Włodiego? Otóż tak.

Jak każdy porządny bajarz utrzymam cliffhanger i napiszę najpierw trochę pierdół o formie samego konkursu. Sesji było w bród! I to taki głęboki, nieprzejezdny bród. To było moje pierwsze (i mam nadzieje, że nie ostatnie) sędziowanie więc nie mam jak porównywać, ale z tego co słyszałem dotychczas zawsze konkurs odbywał się na konwentach czterodniowych ergo wszystko wymagało dużej ilości pracy, ale działało. Falkon zaś był konwentem trzydniowym… I tak pierwszego dnia podczas eliminacji oglądaliśmy osiemnaście sesji w dwóch turach po dziewięć. Można było utonąć w istnym morzu narracji, npców, akcji, zagadek, śledztw, świeczek, gadżetów, muzyki, kostek, łez graczy i sztuczek mistrzów gry, którzy sypali nimi jak z rękawa. Po zakończeniu ostatniej sesji czułem się jakbym był bohaterem powieści Lewisa Carrola, jednak rzeczywistość zamiast posłać mnie na kolacje razem z zającem Marcem, wysłała mnie na obrady które miały wyłonić ekipę półfinałową. Było magicznie, chociaż pewnie nie tak jakby mogło być podczas kolacji z gadającym królikiem. Bardzo dobrze słuchało mi się profesjonalistów w swoim fachu, ludzi którzy prowadzą po 10-20 lat i robią to dobrze. Zwracali uwagę na takie elementy mistrzowania które mi nawet nie przyszły do głowy, analizowali wszystko co się działo na sesji i potrafili ująć w słowa to, co u mnie tkwiło tylko w sferze intuicji podczas obserwowania mistrzów gry. Oczywiście nie zawsze był to miód dla uszu, trafne i błyskotliwe uwagi które sam Apollo zsyłał z Olimpu. Sporo trafiało się przydługiego ględzenia, pierdół czy niskich lotów humoru, ale w ostatecznym bilansie więcej wyniosłem z wszystkich obrad ciekawych przemyśleń i świeżego spojrzenia, niż frustracji i chęci mordu. Nawet mimo to iż, pierwsze obrady trwały do świtu. Dosłownie świtu. Wracałem do hostelu z promieniami słońca na plecach. Ale do rzeczy, bo nie o sny tu chodzi, tylko półfinalistów, przeszli:

Michał Nowak – Który poprowadził zwariowaną sesję w klimatach Kingsajzu.
Jarema – Ten pokazał ostry i kopiący po jajach cyberpunk, z dobrym użyciem gadżetów.
Zed – Tutaj mieliśmy okazję obserwować rycerski romans ze zwrotem akcji.
Włodi – Wymalował baśniową fabułę o uczniach czarodzieja. (Były hobbity!)
Fedor – Dał pokaz bardzo dobrego warsztatu prowadząc Eclipse Phase.
Markov – Jak ruszył z grubej rury na początku sesji, tak do samego końca zostało.

Drugiego dnia czekały nas sesje półfinalistów, kolejne obrady i Wielki Ważny Finał. Mistrzowie półfinałowi mieli podniesioną poprzeczkę, wcześniej dostali od nas kartki z dodatkowymi wymaganiami co do scenariusza (przygotowaną przez Cravena) i hajda do ołówków! Panowie prowadzący zaprezentowali nam się tak:

Zed – Wikingowie i smoki! Brzmi jak najbardziej odjechany pomysł na okładkę płyty Manowaru czy innego patataj metalowego zespołu, do tego bitwy, źli książęta, labirynt i magiczny kwiat w tle.

Michał Nowak – Agenci korporacji implementujący sztuczne wspomnienia w mózgu człowieka na skraju śmierci. Też brzmi nieźle! Trochę Incepcji, trochę Matrixa, okraszone jakimiś anime. Sporo akcji, biegania po dachach i strzelania.

Jarema – Kac w Starym Świecie. „Narysuj mnie jak jedną z twoich Bretońskich dziewcząt”. Titanicus wpływa do portu i miażdy wszystkie statki na swojej drodze. Czy muszę coś więcej dodawać?

Włodi – Grupa dzieci przeniesiona bezpośrednio do filmu próbuje ułożyć historię tak, aby rozjaśnić oryginalne smutne tony. Brzmi najmniej szalenie, ale mimo to chwyta za to za co powinno.

Fedor – Znów Eclipse Phase i znów niekończący się zasób słownictwa. „On jakby czyta te opisy z kartki… ale nie widzę tam żadnej kartki!”

Markov – Magowie, przepastne lochy i dziwne zwierzę które ciągle przemyka gdzieś w tle. A do tego te zwroty akcji!

Sesje pomysłowe i żywe, a mistrzowie starają się przed nami, że czułem się niczym prowadzący Randkę w ciemno, no ale do finału przejść może tylko dwóch. Nolens volens resztę trzeba było zrzucić w otchłań przegraństwa, niezależnie od tego jak bardzo wyrównany poziom reprezentowali, a było naprawdę srogo! Z bólem mniejszym, bądź większym w wyniku obrad zadecydowaliśmy, przechodzą: Markov i człowiek-Eclipse-Phase Fedor. Potem szybkie łapanie kontaktu z mistrzami żeby szykowali kostki i hajda na finały!

Jednak sam finał był już trochę mniej ekscytujący. Ostry maraton, z niewielkimi przerwami odbił się na prowadzących i na graczach również. Niektórzy ostrzy zawodnicy brali udział w sesjach na każdym etapie konkursu, twardziele. Odniosłem wrażenie, że Markov zdziwił się swoją obecnością w finale i trochę spanikował, za to Fedor za to po raz trzeci pokazał niekończący się zasób słów, ale chyba też był zdziwiony swoją obecnością na ostatnim etapie. Mimo wszystko walka trwała długo, gracze wyszli pełni emocji i ostatnie obrady mogły się zacząć. A tam, potężną przewagą głosów wygrał Fedor. Eclipse Phase zatriumfował!

I tak oto oceniłem 26 sesji. Całkiem sporo, można by z tego ukuć srogą kampanię rozłożoną na kilka miesięcy, a tutaj rozegrało się to w trzy dni. Da się? Jasne, że się da, ale na Teutatesa oby kolejne Puchary były na dłuższych konwentach. Bo to, że ja za nimi pojadę to oczywiste. Pełno pozytywnej rpgowej energii, współtworzenie największego Polskiego turnieju mistrzów gry i możliwość współpracy z ludźmi którzy na rpgach zjedli zęby, to wspaniała rzecz. Naładowało mnie to niewyobrażalnie do dalszego rzucania kostkami i opowiadania historii.

Hobbit.