Wpisy

Nemezis – soundtrack

Powrót do blogowania. Mam nadzieję, że najbliższa przerwa nie nadejdzie zbyt szybko. O przyczynach minionej, możecie przeczytać tutaj, a za powstałą lukę: przepraszam.

Nemezis rozpłynął się po kraju. I ma rozpłynąć się za granicą. Dołączany do edycji limitowanej podręcznika zbiór plików mp3 autorstwa Błażeja Grygiela można już zakupić w DriveThruRPG. Pięć dolarów za zip? W Stanach to kwestia dwóch cheesburgerów, dla Polaka jednak wydatek każe się zastanowić – czy warto?

O ile jestem wielkim fanem publikacji wydawnictwa GRAmel (kupiłem wszystkie tytuły w edycjach limitowanych), o tyle przyznam, że sam album mnie nie zachwycił. Nie znaczy to jednak, że nie warto mu się przyjrzeć – w czym postaram się Was wyręczyć. Przypomnę, że Nemezis to setting do mechaniki Savage Worlds, korzystający hojnie z horroru i science-fiction – gracze prowadzą jednostki wybitne, nietypowe, które mają dość jaj, by postawić swoje życie na szali w celu osiągnięcia sukcesu. Wszystko to skąpane jest w coraz wyraźniejszej wizji końca wszechświata, niesionego przez niemalże niemożliwe do powstrzymania istoty wzorowane na utworach Lovecrafta.

Utworów jest tuzin, ich łączna objętość przekroczyła 56 minut elektroniki. Podzielone zostały na trzy grupy, odpowiadające opisanym w podręczniku planetom – Ash (ogarnięty wieczną zimą, postapokaliptyczne, lodowe pustkowie), Bariz (sielankowe, wręcz rozpustne połączenie latających miast i nieskalanej zieleni) oraz Cor (ogarnięty wojną poligon). Podział ten ma sens, przyznam jednak, że gdyby nie wskazówki od strony autora, sam bym nie potrafił ich pogrupować. Nie są Aż Tak odmienne, w gruncie rzeczy ich konwencja jest spójna.

Utwory miały być funkcjonalne. Jako, że w świecie RPG-owym trochę się w tematyce muzyki ruszyło, takoż i po każdym tytule pojawia się jego sugerowane zastosowanie. Stąd utworu oznaczone zostały na przykład jako „Ash – Coraz zimniej (atmosfera tajemnicy)”. „Atmosfera tajemnicy”? „Atmosfera wyścigu”? Brzmi to dziwacznie. Ale nie aż tak dziwacznie jak „atmosfera s-f”. Założenie było proste. Opracowujesz sesję? Szukasz inspirującego utworu? Chcesz w trakcie improwizacji szybko wrzucić coś na playlistę? Odpal katalog, wybierz planetę, która najbardziej ci pasuje, znajdź coś, co pasuje do danej sceny i daj sobie spokój. I o ile przy utworach oznaczonych jako „walka” ma to wiele sensu, to „atmosfera s-f”? Co to właściwie znaczy?

Swoją drogą, same tytuły są wcale inspirujące. Widząc „Bariz – Pojedynek na szlacheckim dworze” można wpaść na pomysł nie tylko sceny, ale wręcz samodzielnej przygody. Tytuły też pomogą łatwo odróżnić nazwy planet – widząc „Coraz zimniej”, „W sieci intryg” i „Wieczną wojnę” trudno nie przypomnieć sobie, do czego poszczególne planety służyły.

Największa bieda albumu tkwi w nieznacznej ilości instrumentów. Wszystko jest boleśnie sztuczne, czasem wręcz ocieka wrażeniem taniego keyboardu i syntezatora perkusji. Nieliczne wyjątki mają też zupełnie niecharakterystyczną gitarę elektryczną, która brzmi, cóż, jak wszystkie inne gitary elektryczne. Nie zwraca na siebie uwagi.

Kontynuując myśl: stali czytelnicy mego bloga wiedzą, że najważniejszym dla mnie aspektem muzyki jest jej wyjątkowość. Tego właśnie zabrakło twórczości Grygiela. Do czynienia mamy ze standardem. Brakuje choćby melodii, które chwytałyby za gardło tak mocno, że nie dałoby się ich pomylić z czymkolwiek innym. Wolałbym już groteskę niż grzeczne odwalanie pracy domowej z „atmosfery s-f” (czymkolwiek by nie była). Nawet najlepszy utwór, „Coraz zimniej”, składa się właściwie z trzech części, z czego środkowa jest nudnym szumem, aż proszącym się o odpalenie Audacity i wykonanie cięcia.

Co więc otrzymujemy? Nawet nie tyle album słaby, ile po prostu przeciętny. Do bólu typowy, po którego przesłuchaniu niewiele się właściwie zeń pamięta. Pod względem poziomu utworów pozostaje w tyle chociażby za soundtrackiem do Robotici, za to pamiętny pozostaje eksperyment podziału na źródła inspiracji (planety) i przykładowe zastosowania – których klarowność też jest jednak wątpliwa. „Wieczna wojna” swoją drogą używa dźwięków potworów, co do których miałbym wątpliwości na punkcie przestrzegania praw autorskich. Żeby było zabawniej – to jedyny utwór zawierający wokale.

Moim zdaniem – za 5 dolców nie warto. Ale niektóre utwory na pewno wykorzystam. Takoż osoby, które zastanawiają się nad zdobyciem limitowanej edycji, informuję, że jako dodatek do wcale niezłych gadżetów (plakaty, mniam) nie jest bynajmniej stratą czasu.

Niemniej – setting zasługuje na coś lepszego.

Muzyka tła: 1/5 – album z założenia obejmuje różne nastroje i bezpardonowo między nimi przeskakuje. Jeżeli spróbujemy użyć go jako tło – osiągniemy porażkę;
Muzyka sceny: 3/5 – dzięki sugestiom twórcy, mamy ułatwioną drogę do przypisania do składanek lub włączenia do planowanej sesji. Większość utworów nie jest na tyle słaba, by nie warto ich było używać, jednak nie sprawdzą się jako gwóźdź programu;
Muzyka chwili: 2/5 – chociaż utwory – dzięki tytułom i innym cechom kompozycji – są całkiem inspirujące, łatwo znaleźć lepsze, które je wyręczą – to nie jest dobry materiał do zabaw z narracją;
Muzyka drużyny: nie.

Składanka:

Utwory i ich miejsce w składance:
1. Ash – Coraz zimniej (atmosfera tajemnicy) (0:00 – 0:24)
2. Ash – Walka w metropolii (walka) (0:24 – 0:41)
3. Ash – Walka w Cortexie (walka) (0:41 – 1:01)
4. Ash – Miejska dżungla (atmosfera metropolii) (1:01 – 1:30)
5. Ash – Narodziny cyborga (atmosfera s-f) (1:30 – 1:57)
6. Bariz – Raj w sercu piekła (atmosfera spokoju) (1:57 – 2:21)
7. Bariz – Pojedynek na szlacheckim dworze (walka) (2:21 – 2:49)
8. Bariz – W sieci intryg (atmosfera tajemnicy) (2:49 – 3:15)
9. Bariz – Wyścig o wszystko (atmosfera wyścigu, wyzwania) (3:15 – 3:38)
10. Cor – Wieczna wojna (walka) (3:38 – 4:02)
11. Cor – Kołysanka dla Mesu (atmosfera grozy) (4:02 – 4:30)
12. Cor – Sny ożywionych (atmosfera grozy) (4:30 – 5:08)

Assasin’s Creed 1 / 2 – soundtracks

Nieco mnie bawi, że oba sountracki z AC zostały stworzone przez jedną osobę – Jesper Kyda. Słuchając ich absolutnie nic na to nie wskazuje. Są tak odległe i wytwarzają tak różne emocje, że ustawienie ich w jednym rzędzie jest właściwie błędne. W ogólnym zarysie muzykę do AC1 da się opisać jako zespół mniej lub bardziej urozmaiconych szumów; AC2 natomiast jest w znacznej części (co nie znaczy – w większości) udanym zbiorem „faktycznej” muzyki. To trochę jakby porównać Fallouta z Planescape: Torment – to, że słyszałeś jedno, nie znaczy, że jesteś przygotowany na drugie.

Oba z nich są jednak na swój sposób dobre.

AC1

Na tym albumie jedynie kilka utworów wybija się możliwą do zarejestrowania melodią. Nieliczne wokale i flety, pojedyncze chóry i elektronika nie wypadają jednak zbyt dobrze. Nie powiem, żeby nie było możliwe umiejętne wykorzystanie takich kawałków jak Acre Fight or Flight (całkiem dobra muzyka do walki) czy Access The Animus Part 2 (mocna psychodela). Właściwie nie trzeba nawet wyjątkowo się starać, gdyż można je dorzucić po prostu do składanek – fakt, zdarzają się instrumenty mocno kojarzące się z orientem, o ile jednak nikt się w nie nie wsłucha, nie będzie na to zwracał uwagi.

Zdecydowana większość albumu to te właściwie z niczym nie kojarzące się szumy – fakt, co jakiś czas pojawi się bęben, zawodzenie czy, hm, blaszane perkusyjne coś?, jednak są to raczej kilkusekundowe wtrącenia. Kawałki składają się przede wszystkim na tło – wbrew jednak pozorom nie tyle na jakieś odległe miasta Azji Mniejszej, lecz równie dobrze podziemia czy lokacje postapo. Żadnych żartów – o ile zawczasu wywalimy nazbyt dynamiczne czy orientalne utwory, otrzymujemy koło dwóch godzin tła. Jeszcze nie próbowałem, ale w nadchodzącej kampanii postapo prawdopodobnie się skuszę. Gramy w improwizowaną sesję z założenia przygnębiającą i chcemy w miarę stabilne tło? Nada się. Planujemy lokację z lochami? Nada się. Chcemy się pobawić konkretnymi kawałkami i wręcz inspirować się do nowych scen? Tu już gorzej – jednak całość w ostatecznym rachunku wypada wcale nieźle.

Stąd: muzyka tła: 4/5; muzyka sceny: 4/5; muzyka chwili: 2/5. Zdecydowanie jednak nie jest to materiał na muzykę drużyny.

AC2

Tu z kolei mamy do czynienia z zupełnie innym podejściem. Kilka utworów tak mocno zapada w pamięć, że trudno je pomylić z czymś innym. Ciężko wybrać cokolwiek do wzmocnienia składanki z AC1, co nie znaczy, że zabrakło utworów po prostu nudnych. Na prawie dwie godziny naprawdę wartych uwagi są może dwa kwadranse. Za to one naprawdę kopią tyłki.

W Heart jest silnie podkreślana wokalem i gitarami melodia, liczne przejścia i możliwość zabawy opisem czynią z niego kwintesencję muzyki sceny. Ezio's Family to właściwie jego naturalna kontynuacja, kiedy to Venice Rooftops czy Venice Combat Low całkiem dobrze pasuje do scen akcji. The Madam to wręcz rekwizyt sesyjny, zaś Flight Over Venice 1 wręcz tworzą w głowie pomysł nie tylko na narrację, ale wręcz całą scenę. Stąd chociaż procentowo mała część OST-a jest interesująca, to ziarno spośród plew naprawdę warto zapamiętać. Niestety – na tło zupełnie się album nie nadaję, zaś przed użyciem trzeba poświęcić całkiem sporo czasu na przesłuchanie.

Stąd: muzyka tła: 1/5; muzyka sceny: 3/5; muzyka chwili: 4/5. I da się użyć w ramach muzyki drużyny.

Niedzielna polecanka #17; Podsumowanie listopada


Borejko poinformował na Bagnie, że Zbigniew Szatkowski nagrał płytę – do pobrania za darmo! – mającą podkreślać nastrój zawarty w cyklu „Gamedec” Marcina Przybyłka. Ani cykl, ani nazwiska nic mi nie mówią, stąd na temat adekwatności efektów tej próby do założeń nie jestem w stanie skomentować.

Album ściągnąłem, odsłuchałem z dwa razy i stwierdziłem, że jest to nudne i niewarte uwagi.

Przypadkiem jednak włączyłem ten sam album wczoraj po zmierzchu (nie, nie po Zmierzchu) i uświadomiłem sobie, że jest to nie tylko dobry, dopracowany i spójny zbiór (niespełna półgodzinny), ale też ma potencjał na doskonały dodatek do sesji toczących się w świecie grozy lub klimatach postapo. Jak dla mnie – pod względem jakości stoi pomiędzy soundtrackiem do Robotici i Technology of Silence. Zarówno niezła muzyka, jak i dobry rekwizyt.

Wreszcie można wymienić OST z Falloutów na coś innego, a nawet lepszego. : )

Linków do Wrzuty nie będzie, gdyż notkę przygotowuję na komputerze, na którym nawet zebranie linków do „podsumowania” zajęło mi pół godziny.

Odnośnie podsumowania:
Dziękuję Cravenowi za wrzucenie notki wypełniającej niedzielną lukę, którą pozostawiłem;
jednocześnie mu gratuluję, gdyż, jak się okazuje, w najnowszym zbiorze felietonów RPGowych wydawanych przez Portal, „Graj Trikiem”, tyczący się, a jakże, muzyki na sesji;
zaś powodzenia życzę Abbadonowi, który zgodził się dołączyć do grona szaleńców wrzucających do sieci polecanki muzyczne do zastosowania podczas sesji. Dzięki!

Niech będzie Wiadome, że rozpoczęliśmy tzw. Koncert Życzeń – mogliście już zorientować się, że czekamy na wasze prośby i propozycje odnośnie tematów/albumów, o których chcielibyście poczytać. Czekamy!

Jeżeli zaś chcielibyście podesłać jakiś tekst gościnnie lub jeszcze dołączyć do grona autorów (mamy wolne wtorki, czwartki, soboty i co drugi piątek ; )), serdecznie zapraszam.

W minionym miesiącu, z mojej strony wyraźnie skupionym na folku, ukazały się:

Zarysy twórczości:
Tenhi: http://rpgmuzyka.blogspot.com/2010/11/ludowo-ale-nie-ludycznie.html
Garmarna: http://rpgmuzyka.blogspot.com/2010/11/minizarys-garmarna.html
Clannad: http://rpgmuzyka.blogspot.com/2010/11/panta-rhei-czyli-clannad.html

Teoria:
O folku ogólnie: http://rpgmuzyka.blogspot.com/2010/11/folk.html
O irlandzkim, stereotypowym folku: http://rpgmuzyka.blogspot.com/2010/11/irlandzki-folk-czyli-najpopularniejszy.html

Recenzje:
Akira soundtrack: http://rpgmuzyka.blogspot.com/2010/11/tetsuoooooo-kanedaaaaaa-czyli-wiatr-nad.html

Polecanki:
Cravena:
http://rpgmuzyka.blogspot.com/2010/11/gospelowa-klamra.html
http://rpgmuzyka.blogspot.com/2010/11/porabana-neuroshima.html
Abbadona:
http://rpgmuzyka.blogspot.com/2010/11/quo-vadis-fantasto.html
Moje:
http://rpgmuzyka.blogspot.com/2010/11/niedzielna-polecanka-15.html
http://rpgmuzyka.blogspot.com/2010/11/niedzielna-polecanka-16.html

Porąbana Neuroshima

Aureus nie wrzucił notki przy niedzieli, dlatego w zastępstwie, żebyście nie tracili wiary w regularne aktualizacje bloga wrzucam swoją polecankę. Kusi mnie wklejenie samego kawałka i pozostawienie go Waszej wyobraźni, ale chyba tak nie wypada. Byłoby, że „wybrakowana notka”…
Martin Martini and Bone Palace Orchestra – Party ‘Till The Petrol Runs Out
Jak dla mnie to wymarzony kawałek na jakąś scenę czystego, postapokaliptycznego, nuklearnego absurdu. Bez dosłownego czerpania z piosenki, pasuje mi tu pochód ludzi przez jedną z amerykańskich międzystanówek – banda objuczonych obdartusów, a na ich czele popapraniec, wyglądający na jakiegoś kapłana czy kaznodzieję – typ w jakiś łachmanach z kosturem i głową na której tylko gdzieniegdzie rosną kępki włosów. Pielgrzymka Radyja z piekła. Ale to tylko moja pierwsza myśl. Myślę, że doskonale może pasować do bandy mutantów imprezujących przy ognisku, osiem kilometrów od zasnuwającej horyzont kłębami dymu ściany Molocha.

A w sumie jak już tak krótka polecanka to chyba najwyższa pora na ogłoszenie koncertu życzeń: zachęcam wszystkich do podrzucania tematów, motywów czy zgłaszania zapotrzebowania na sesyjną muzykę i triki. W miarę możliwości i tego jak mi się spodobają, będę starał się wyszukiwać i polecać kawałki, dla scen, postaci, graczy – czy czegokolwiek co Wam chodzi po głowie.

The best of TOS; podsumowanie września

W środowej recenzji Technology of Silence wspominałem, że przez pokaźny zbiór darmowych utworów trzeba się wpierw przedrzeć. Oddzielić pokaźną ilość nieciekawych szumów, by odnaleźć choćby garść perełek.

Uznałem, że warto by zainteresowanych w tej dziedzinie wyręczyć. Na mojej liście „the best of” starałem się zamieścić nawet utwory nieco oddalone od mego gustu w celu jej urozmaicenia. W ten sposób może się okazać, że kilka kawałków nawet osobom zainteresowanym zespołem nie podejdzie – mam nadzieję, że takich przypadków będzie jak najmniej.

Przypomnę – wszystkie kawałki są darmowe, zaś sięgnąć po nie powinny głównie osoby zainteresowane klimatami postapo.

1 A Boll With Performing Fleas
2 Affectionate Song of Radiation
3 Broken Radiola
4 Call of City
5 Fever
6 Follow Her Trace
7 Forgotten
8 Greetings from USSRHot Rain
9 Neon Death
10 Neon Reincornation
11 Night Butterflies. Dead Band Beautiful
12 Resistance
13 She Never Was And Never Will Be
14 Swamp
15 The Light of Invisible
16Velo City
17 When Machines Fall in Love
18Bonus track – pocięta wersja Call of City

Podsumowanie września

Przyznam, że w tym miesiącu szczególnie brakowało mi zapału do kontrolowania bloga. Wrzesień rozpoczynałem z bodajże czterema tekstami, mającymi starczyć na cztery tygodnie. Październik rozpoczynam z niczym.

Niedzielne publikacje z poranków przeniosły się na południa i popołudnia, gdyż przestałem je przygotowywać w piątek / sobotę, a zacząłem w niedzielę.

To się nazywa „nawał pracy”.

Mam nadzieję, że uda mi się nadrobić zapasy literek (gdyż pomysłów mi akurat nie brakuje) i nie doprowadzę do dziur w publikacjach.

We wrześniu przeprowadziłem ankietę na nazwę bloga. Jej wyniki zachęciły, by nie zmieniać nazwy pierwotnej:
Eter 3 (16%)
Graj Muzyką 12 (66%)
Radio Bard 3 (16%)
RPG Muzyka 3 (16%)
Inna (nikt nie przesłał mi nowych propozycji) 2 (11%)
Liczba głosów do tej pory: 18

Jeszcze dzisiaj postaram się załączyć nową ankietę.

Od kilku tygodni zachęcam do uczestnictwa w inicjatywie Borejki dotyczącej Karnawału Blogowego. Termin mija 13 października i do tego momentu reklama w czołowym miejscu bloga sobie powisi.

Publikacje w porządku chronologicznym:
Ulver – Kveldssanger, recenzja
Sigur Ros, Untitled, polecanka
O roli muzyki na sesji, teoria
Jalan Jalan – Lotus, polecanka
Barbara Karlik, zarys twórczości
Dwa battle tracki z cRPGów, polecanka
Soundtrack z Symetrii, recenzja
Soundtrack z Dragon Age'a, minirecenzja
Technology of Silence, zarys twórczości

Publikacje w podziale tematycznym:
Recenzje
Soundtrack z Dragon Age'a
Soundtrack z Symetrii
Ulver – Kveldssanger
Polecanki
Sigur Ros, Untitled
Jalan Jalan – Lotus
Dwa battle tracki z cRPGów
Zarysy twórczości
Barbara Karlik
Technology of Silence
Teoria, almanach
O roli muzyki na sesji

Widokówka ze zrujnowanego miasta


Technology of Silence, twórczość pochodzącego z Rosji Denisa Romanova, stanowi przykład szkodliwości hobby z zakresu fantastyki. Stworzyć trzy darmowe albumy i singiel mające oddawać nastrój postapokaliptycznego miasta? Cóż za strata czasu.

Zdania na temat muzyki tworzonej pod patronatem Kaos ex Machina są różne, jednak TOS jest jedną z ich perełek. Poszczególne kawałki można ściągnąć z LastFM, zaś kompletne albumy na oficjalnej stronie w zakładce Discography. Albumy dostępne to Technology of Silence, Out from the Silence, Call of City oraz singiel A Boll With Performing Fleas.

(Swoją drogą, Denis musi mieć bardzo wysoką opinię na własny temat, gdyż bardzo łatwo natrafić na jego zdjęcia, zaś okładki zaprojektowane przez KeM są bardzo słabe. Projekt mocno kuleje od strony graficznej, jednak na Gwiazdę nigdy nie zabrakło miejsca.)

Założeniem zespołu jest odzwierciedlenie nastroju towarzyszącego życiu w pełnym zagrożeń i zniszczenia mieście – pozostałościach nuklearnego starcia. Stąd, podobnie jak w soundtracku do Robotici, mamy do czynienia z kompilacjami dźwięków nierzadko wymykających się tradycyjnemu postrzeganiu muzycznych instrumentów. „Perkusja” brzmi przez to bardziej jak raperskie bity, poszczególne dźwięki bywają monotonne (jako wyraźnie powtarzane z niewielkiej puli lub zapetlające konkretny wyrywek dźwiękowy), często pojawiają się też dźwięki mające zapewne kojarzyć się z wielkimi fabrykami, maszynami i futuryzmem. Regularnie pojawiające się klawisze mają swoje lepsze i gorsze chwile, jednak to głównie one warunkują obecność melodii w utworze. Wokalu praktycznie brak.

Dotychczas moje słowa można odbierać jako niechętne, sceptyczne. Prawdą jest, że zdecydowana większość utworów ToS brzmi podobnie do siebie. Zwykłe szumy, trzaski, rzadkie zmiany tempa. Nuda. Warto się jednak przemóc i oddzielić ziarno od plew – niektóre kawałki, choć zalatują amatorszczyzną, da się naprawdę dobrze wykorzystać.

Kawałki świetnie wpasowują się w sesje postapo (nagminnie używaliśmy ich w Neuroshimie), zwłaszcza jako podkreślenie atmosfery zagrożenia, upadku i rezygnacji. Przygnębiające utwory raczej nie wspierają konwencji heroicznej, stąd powinni po nie sięgnąć raczej prowadzący sesję na temat desperackiej walki o przetrwanie, nie bohaterskiego pojedynku na lightsabery z Molochem.

Niektóre utwory posiadają niezły potencjał do wykorzystania w świecie gry. A Boll With Performing Fleas lub Affectionate Song Of Radiation mogą wspierać opis deszczu; Call of City czy Greatings from USSR zawierają motywy łatwo nasuwające obraz starego radia w ruinach miasta; Broken Radiola zawiera dźwięki mogące przedstawić odgłosy maszyny Molocha.

Tytuły zresztą są całkiem inspirujące i pomagają powiązać zasłyszany utwór z jakąś scenerią – bardzo dobry materiał na improwizację. Znajomy podczas prowadzenia sesji potrafił czasem zmieniać narrację według tego, co akurat rozbrzmiewało w głośnikach – efekt był bardziej, niż zadowalający. Sporo znaleźć też można utworów dynamicznych, mogących wpasować się nie tylko w sceny akcji, ale i w walkę.

Technologia Ciszy – dosyć sztampowa nazwa, nawiązująca najwyraźniej do nieco już wyświechtanych oksymoronów (w stylu „cisza między nami krzyczy”). Powierzchnia pod nią skrywana też na pierwszy rzut oka nie zachęca do zagłębiania się – monotonia, brak znajomej nam naturalności, na dłuższą skalę męczące dźwięki, ogromna umowność (skoro jesteśmy świeżo po wojnie nuklearnej, to technologia pozwalająca na tworzenie elektro raczej się nie powinna rozwijać – ludzie powinni tworzyć nowe bębenki z radioaktywnej skóry). Jednak jak na darmową, eksperymentalną muzykę ma coś wyjątkowego dla swej konwencji – melodię. Otrzymujemy nie tylko zbitkę nastrojowych dźwięków, ale też faktyczną Muzykę, której da się słuchać. To już naprawdę coś.

Muzyka tła: 2,5/5 – jeżeli gramy w świecie futurystycznym, ToS się nada – niestety, bez wcześniejszej selekcji po godzinie czy dwóch może nużyć;
Muzyka obszaru: 3.5/5 – to nie są albumy przedstawiające postapokaliptyczne ruiny, lecz ilustracje ich nastroju. O ile więc nie przejmujemy się brakiem motywacji w świecie gry, możemy na podstawie samego ToSa stworzyć składankę „postapo”, która nam będzie służyć długo i wiernie;
Muzyka przygody: 3,5/5 – bardzo duża rozpiętość utworów pozwala świetnie podeprzeć sesje w klimatach s-f lub fantasy w przyszłości. O ile uda nam się przemóc do wykopania perełek, możemy zdobyć świetną muzykę dostosowaną do konkretnych scen;
Muzyka drużyny: Nie.

Więcej o ToSie w niedzielę!

Gdy jest już za późno


Sierpień. Fani science-fiction i gier fabularnych mogą rozglądać się za dniem premiery drugiego, polskiego systemu RPG osadzonego w przyszłości. O ile Neuroshima niekoniecznie była utożsamiana z sf (etykieta “postapo” zazwyczaj nie kojarzy nam się z grą w świecie niezwykłych technologii), Robotica umożliwia grę mutantami, klonami czy cyborgami.

Sam nie jestem adresatem tej gry (zwłaszcza ze względu na ogromną ilość zasad – mam zapotrzebowanie na mechaniki banalne), zainteresowałem się informacjami na temat płyty dołączanej do podręcznika. Elementem jej zawartości jest “klimatyczna muzyka” dopasowana do systemu, “18 utworów, 64 minuty audio”. Jako, że sam nie wierzę w “klimatyczną muzykę”, a przy tym zaintrygował mnie drugi po Crystalicum polski soundtrack do gry fabularnej (stworzonej przez autora gry, Rafała Olszaka, znanego jako ROL), za swój obowiązek uznałem zrecenzowanie tego dzieła. Twórca okazał się być bardzo miły i udostępnił mi zawartość płyty.

ROL opisał swe utwory następująco: “nie jest to stricte muzyka, lecz w większości tło, tekstury, które mają nadać klimat sesji”. I dopóki nie obierze się podobnej perspektywy, czyli “to nie muzyka”, płyta będzie dla słuchacza trudna do przegryzienia. W utworach nie ma melodii. Nie wiem nawet, czy jest to jeszcze ambient, czy już tylko losowe plamy dźwięku zestawione w ciągu. Co jednak ważne, całość nie nudzi, chociaż zbiory użytych dźwięków są do siebie bardzo podobne.

Chociaż długość kawałków jest różna (od minuty do dziesięciu), w praktyce nawet w obrębie jednego utworu da się wyodrębnie właściwie niezwiązane ze sobą fragmenty. Fragment A, później wariacja na jej temat, nagle pojawia się zajawka fragmentu B, a po chwili B całkowicie wypiera A. I tak przez 64 minuty. Zdarzają się nagrania nudniejsze, jednak wywalając je otrzymujemy jeszcze przynajmniej pół godziny muzyki dobrze dopasowanej do estetyki systemu.

Jaka to estetyka? Dobrane dźwięki bardzo wyraźnie nawiązują do tego, czym w filmach sf stara się podkreślić że “ten wielki komputer / android właśnie teraz pracuje, o słyszysz te zwarcia i wręcz namacalne brzmienie wentylacji?”. W praktyce nikt raczej nie spotyka się na co dzień z maszynami wspierającymi to wyobrażenie, jednak nie są to wizje bezpodstawne. Nagrania rejestrujące pracę Wielkiego Zderzacza Hadronów różnią się od ścieżki dźwiękowej do Robotici właściwie tylko większą dozą monotonii. Iluzoryczne prace wielkich fabryk, rzadkie dodatki w rodzaju instrumentów perkusyjnych (Parapsychosis) czy odległych okrzyków ludzkich (Red Zone – szkoda, że taki utwór jest tylko jeden) dodają przy tym elementu grozy czy napięcia.

Największą wadą nagrań jest zbyt rzadkie zbliżanie się do melodii. Gdyby twórca nie ograniczył się do iluzji i dźwięków, a odważniej sięgał po muzykę, całość byłaby o wiele bardziej uniwersalna (wystarczy chociaż porównanie z genialnymi, darmowymi nagraniami Technology of Silence), obecnie zaś o wiele lepiej sprawdzać się będzie jako rekwizyt, niż “klimatyczne” tło.

Dodatkowym, marginalnym problemem, nie wpływającym na odbiór, jest forma płyty, obejmująca nazwy plików i katalogów, które są zapisane WIELKIMI LITERAMI. Wydaje mi się, że LONG_OIL_DRINK wygląda dosyć zabawnie (zapewne ma to być konsekwentne względem formy zapisu nazwy systemu przez autora). Dopatrzyłem się też jednej literówki w tytule (Biologica Experiment -> Biological). Zresztą o ile same tytuły niewiele wnoszą do utworów, to trzeba przyznać, że potrafiłyby mnie zainspirować do wprowadzenia konkretnych lokacji lub wydarzeń na sesji – przynajmniej niektóre. Tym bardziej szkoda, że sam “album” nie otrzymał jakiegoś zbiorczego tytułu – skazany został na miano “soundtracku do Robotici”.

Ocena
Muzyka tła: 2/5 – utwory nie są zbyt nudne, jednak jednoznacznie kojarzą się z niepokojem, lękiem i futuryzmem, stąd ich zastosowanie jako tła jest bardzo ograniczone;
Muzyka obszaru: 4/5 – płyta bardzo dobrze się wpasowuje w atmosferę postapokalipsy i science fiction. Nowoczesne technologie, zrujnowane fabryki, składowiska robotów, a także echa statków kosmicznych – o ile nie wychodzi się poza naturalną tematykę utworów, można je z sukcesem wykorzystać;
Muzyka przygody: 3,5/5 – jest możliwość dostosowania konkretnych utworów do miejscowości, istot czy wydarzeń, jednak brakuje muzyki dynamicznej (jeden utwór – nie wystarcza na sceny walk czy nagłych zagrożeń) czy wpasowującej się w nastrój zwycięstwa / odpoczynku. Ze względu na depresyjny charakter płyty prowadzący nie poradzi sobie z muzycznym aspektem sesji tylko z użyciem tego albumu;
Muzyka drużyny: Nie.

Podziękowania dla autorów gry Robotica za udostępnienie zawartości płyty i prawo do ukazania dwóch utworów muzycznych w sieci.