Vezi – ten, który niesie w sobie światło

Ag'Vezjamesz to imię, które nadał mu Mistrz. Miało budzić lęk w sercach jego wrogów. Sam na siebie jednak mówi Vezi, w jego opinii przyjemniej to miano brzmi, choć pełnego imienia nigdy się nie wyrzekł. Mistrz przygarnął go, kiedy ten był jeszcze małym chłopcem. Vezi nigdy nie znał swojego ojca (ani matki) i pierwsze parę lat życia spędził w lokalnym sierocińcu. Nie minęło wiele czasu, nim zaczął wykazywać cechy, które wyróżniały go od innych dzieci. Nietypowy kolor oczu, lekka poświata, niczym aura widoczna w ciemności, wyższa temperatura ciała, no i, oczywiście, nienaturalne zdolności spowijania swoich rąk ogniem. Prawdopodobnie gdyby Mistrz przyszedł do miasta parę tygodni później, Vezi żyłby już (o ile) poza miastem na wygnaniu, ponieważ opiekunowie i inne dzieci zaczynały się go bać.
Sam Mistrz pochodził z prastarego zakonu zabójców, który powstał pod dowództwem już dawno nie żyjącego cesarza i jego dawno nie istniejącego imperium. Jednak zakon i jego tradycje przetrwały. Należy tu podkreślić, że nie byli to skrytobójcy. Ich ideologią było przebicie się do celu zabijając wszystkich, którzy staną na drodze, tworząc przy tym tyle zniszczenia i chaosu, ile tylko się da. Pokazywało to bezpośredniość i siłę cesarza, i wzbudzało strach w jego przeciwnikach. Motto mnichów brzmiało następująco:

“Są dwie drogi pozostania nierozpoznanym – przekraść się lub nie pozostawić żadnego świadka przy życiu. A to pierwsze jest dla tchórzy.”

Dość rzec, że życie Veziego składało się głównie z treningów, rytuałów i testów. To pierwsze towarzyszyło mu każdego dnia. Mistrz chciał w nim wyrobić żelazną dyscyplinę. To drugie miało pomóc mu zrozumieć ideę zakonu. To trzecie opierało się głównie na zabijaniu niewinnych.
Na początku Vezi nie miał z tym problemu – ludzie i tak traktowali go jak potwora i zwykle to oni zaczynali bójki. Mimo całej tej filozofii, nie można było powiedzieć, że zabijali tylko po to, by zabijać. Mistrz nigdy się do tego nie przyznawał, ale Vezi kilkukrotnie widział, jak przeszukiwał ciała wrogów. Dziwnym też trafem częściej atakowali osady przy traktach handlowych czy karawany kupieckie. Kolejne fragmenty układanki wskakiwały na swoje miejsce, a w młodym adepcie zakonnych sztuk powoli wzbierał sprzeciw.
W pewnym momencie czara się przelała. Vezi miał dość i postanowił uciec od Mistrza. Chciał spróbować innego życia, nie chciał żyć z poczuciem, że jest tylko narzędziem w rękach okrutnika.
Jego podróż była długa i trudna, lecz w końcu doprowadziła go do Lasu Cieni…

Ghaark – niezwykły druid z tajemniczą przeszłością

To jest mój dom.

Tam za drzwiami po prawej ułożyłem sobie skalniaczek, mały sadzik na lewo, na wprost grządki z marchwią, ogórkami, sałatą i rzodkiewką, tam szczególnie uważaj, jak leziesz.

Tutaj to tego, jak widzisz, trochę jest przeciąg, okna zostały przebite pnączami i gałęziami drzew wieki temu. Tu kamienne ławy, tam parę drewnianych szafek, komoda i stół, które sam zrobiłem. No i dobrze, że trochę krzywe, jak nie pasuje to nie korzystaj.

Za ołtarzem jest zejście do krypty, tam sama nie schodź, jeszcze się zgubisz i coś cię pożre. Nie krzyw się, mój dom, moje zasady. Jak chcesz możesz przejrzeć tamte księgi, ale raczej cię nie zainteresują. Trochę o drzewach, trochę o zwierzynie i takich tam.

Eeeej, spokojnie! To tylko Gryzak, nic ci nie zrobi. Tak, to jest dinozaur. Nie jest agresywny i tak, widzę, że ten królik w jego zębach może mieć inne zdanie na ten temat.

Nieważne.

Skąd się tu wziąłem? Niewiele pamiętam ze swej przeszłości. Zdaje mi się, że urodziłem się pośród zielonych płomieni i bólu. Potem był długi lot pośród granatowych chmur, grubych kropli zimnego deszczu i piorunów. Potem była ciemność i nastał nowy dzień tutaj, w tej świątyni. Później odkryłem kryptę, tę tam na dole, i tam spotkałem swojego przewodnika i nauczyciela. Mieszkał tutaj, w tym naszyjniku, nauczał mnie, prowadził ukrytymi ścieżkami przez i pod lasem, i nakazał opiekę nad lasem. Niestety od jakiegoś czasu już go nie widuję. Naszyjnik stracił swą moc, ale powiedział mi, że już mam na tyle sił i wiedzy, aby samotnie opiekować się okolicą.

Jak chcesz zostać i mi pomóc, to chętnie cię ugoszczę, jeśli nie to przynajmniej zjedz i wypij coś zanim wyruszysz dalej…

Cori – Changeling, który wierzy w dobro

Cori urodziła się Changeliniem. Bajki, którymi ludzie straszą dzieci na dobranoc mówią, że są to pomioty zła, plugawe owoce zakazanych związków. Kto by jednak wierzył takim historiom? Zwłaszcza patrząc na taką śliczną dziewczynę, rodzice musieli być urodziwi… Oj, ale te oczy… No właśnie, zawsze te oczy… Jakoś pazury umykały spojrzeniom postronnych, ale oczy zawsze wpędzały Cori w kłopoty.

Podrzucona na skraj wioski, została znaleziona przez młynarza, który akurat wracał z miasteczka do swojego młyna. W panice powrócił do rady starszych z dzieckiem na rękach. Jak przystało na przesądną hałastrę, starsi, gdy tylko ujrzeli niespotykane oczy małej dziewczynki, wpadli w panikę i kazali młynarzowi odnieść dziecko do lasu, by natura zajęła się rozwiązaniem tego niechcianego problemu. Młynarz jednak zwymyślał swoich pobratymców od bezrozumnych głupców, zrobił zakupy za zarobione na mące monety i zabrał maleńką istotkę do siebie. Spojrzenie jednego pomarańczowego, niemalże żarzącego się niczym węgle w ognisku oka i drugiego intensywnie zielonego wprawiało ludzi w zakłopotanie i wywoływało nieufność. Cori jednak, jak nazwał ją jej przyszywany ojciec, Rorbon Asselm, była bardzo dobrym dzieckiem. Chłonęła cały otaczający ją świat z nieskrywanym zainteresowaniem. Już od maleńka zdawała sobie sprawę, że jest trochę inna, umiała pewne rzeczy, których nie umiał jej papa, ale nie zważając na nic uczyła się wszystkiego, dbała o młyn i dom oraz chodziła na polowania, dzięki którym mieli co włożyć do garnka. Nie zapuszczała się jednak nigdy do wioski. Ludzie zbyt szybko oceniali ją na podstawie wyglądu. Choć była śliczną dziewczynką, uwagę przyciągała, prócz różnokolorowych oczu, również jej skóra, która była dużo ciemniejsza niż u lokalnej społeczności. W ludziach wywoływała swą odmiennością najczęściej lęk, wśród zwierząt czuła się natomiast jak w domu. Ojciec nauczył ją wszystkiego, co sam umiał, a nawet więcej, bo dzięki jego miłości i zaufaniu wiedziała, że na tym świecie jest mnóstwo dobra, wystarczy się rozejrzeć. I z tą wiarą ruszyła przed siebie, gdy po kilku nieprzespanych nocach pełnych łez, zrozumiała, że jej papa już nigdy nie wróci do domu…

No… Właściwie to nie do końca tak było… Wciąż wraca myślami do tych pełnych lęku nocy i ludzi, którzy zjawili się w młynie po kilku dniach. Strojny pan wraz ze świtą zaczął panoszyć się po domu. Kazał wynieść co cenniejsze rzeczy z gospodarstwa i zapakować je na wóz, a do drzwi przybito jakieś pismo. Zbrojni na tyle przerazili dziewczynę, że bez zastanowienia uciekła w ciemność tutejszego boru. Las mniej ją przerażał, niż ci, którzy powinni być jej braćmi.

Wciąż nie wie, co stało się z jej ojcem. Kilkukrotnie zakradała się na skraj wioski chcąc posłuchać, czy nie krążyły o tym jakieś plotki. Jedno wiedziała na pewno. Porzucony na skraju drogi wózek, w którym papa zabierał mąkę do miasteczka, nie wróżył niczego dobrego. Śladów było jednak zbyt mało, by mogła zidentyfikować ewentualnych sprawców jej nieszczęścia.

Sypiała pod rozłożystymi choinami, jadła jagody, od czasu do czasu łapiąc nieostrożne wiewiórki i króliki. Na własnej skórze przekonywała się, co działa, co jest dobre, a co szkodzi. I tak pewnego dnia, nie zdając sobie z tego sprawy, ze znanego sobie boru przewędrowała do Lasu Cieni i odnalazła ruiny niewielkiej świątynki. Na pierwszy rzut oka budynek był opuszczony, nie wahała się więc poszukać w nim schronienia. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu, spod powały dostojnie sfrunął mroczny kształt, który okazał się być dość nieufnym, acz przyjacielskim wyvaranem. Dowiadując się, w jak smutnym położeniu znalazła się dziewczyna, przygarnął ją pod swój dach (lub jego kawałek, mówiąc szczerze) i zaczął uczyć druidzkich ścieżek, dzięki którym była w stanie uzupełnić swoją wiedzę o kolejne pożyteczne umiejętności oraz wykształcić w sobie instynkty, które od dziecka drzemały w jej duszy.

Pestka – łotrzyk z duszą artystki

Sceptyk i kpiarz, choć o dobrym sercu i artystycznej duszy. Artystycznej, bo oprócz tego, że należy do licznej rodziny złodziejaszków, tzw. „chomików”, którzy trudnią się kradzieżą i napędzaniem czarnego rynku potrzebnych i magicznych artefaktów, Pestka to utalentowana szczurza muzyk. Swój talent skrywa jednak przed rodzeństwem, zwłaszcza przed dużo starszym bratem – Ogryzkiem – który wciąż pozostaje autorytetem w sferze wykonywanego ‘zawodu’. Muzycznie jest głuchy jak pień, podobnie jak reszta rodziny, przez co Pestka ukochanego ‘fachu’ musiała uczyć się sama, podglądając co bardziej utalentowanych w mieście, w którym żyła. Nigdy nie przestała marzyć. W dzieciństwie (czyli jakieś 2 lata temu !!) skonstruowała swój pierwszy poważny instrument – grzechotkę, składającą się z muszli i pestek owoców w środku. Łatwo się domyślić, że stąd wzięło się jej imię. Grzechotanie małego instrumentu zawsze ją uspokajało. Nie rozstaje się z nim do tej pory, a pierwsza chwila po przebudzeniu w nowym miejscu obfitowała w stres i panikę spowodowaną nie tyle obcym otoczeniem, co brakiem grzechotki, która na szczęście szybko znalazła się w odległym zakamarku statuy, jak ona się tam znalazła?

Przebudzeniu… Pestka wbrew pozorom lubiła swoje życie, pełne przygód, adrenaliny i ciągłego dążenia do bycia jak Ogryzek, Osiłek, Laluś, Ogoniasty, Baryłka, Nochal, czy którekolwiek z rodzeństwa… Oni zawsze byli lepsi i lepiej przystosowani do życia w kanałach rodzinnego miasta. Można powiedzieć, że Pestka była zawsze tym najmniejszym pieskiem, takim ratlerkiem, które mimo głośnego szczeku, niewiele mógł sam zdziałać. Na szczęście zawsze była urocza i umiała przepychać się łokciami, no dobra wątłymi łapkami o delikatnych pazurkach, bo przecież muzyk nie powinien posiadać łap niczym skalny szczur. Pestka gromadziła wątpliwej wartości skarby w swojej kryjówce, na szczycie kamiennej figury. Ukochała sobie tę statuę z racji ogromnych skrzypiec, które owa trzymała przy twarzy. Marzyła, że kiedyś jej drobne łapki same złapią za struny, a z gardła wydobędzie się powalający rytmiczny pisk. Wciąż nad tym pracuje.

Wracając do Przebudzenia… Pewnego dnia Pestka zwyczajnie obudziła się w lesie, środowisku absolutnie odbiegającym od błotnistego, brudnego kanału w mieście. Tu pachnie lasem, fujka! Jest zielono i cicho. A statua ożyła, na bogów, wystarczy się przenieść daleko za miasto, a brak brudu i smrodu powodują, że nawet głaz jest w stanie oddychać? Dobra, ale to nie było śmieszne. To było traumatyczne, a jedyną ostoją w tym wszystkim jest to, że statua rzeczywiście gra na skrzypcach i posiada niezwykły muzyczny talent. Pestka trzyma się blisko swojego nowego towarzysza. Zarówno ze względu na to, że nie lubi być zdana sama na siebie, ale również dlatego, że wreszcie może robić to co kocha, i ma od kogo się uczyć!

Stradiv – mędrzec, który zbłądził

Można by powiedzieć, że Jaraziel był dobrym królem w elfickim królestwie. Można by powiedzieć, że pradawne zło przetaczające się przez świat było nieuchronne, a jedynie elficka magia mogła je powstrzymać. Można by też powiedzieć, że oddanie życia za swoich ludzi i zawieszenie swojej duszy w przestrzeni jest najwyższym poświęceniem. Ale tak powiedzą ci, którzy nie znają szerszego kontekstu. Głupia masa łyknie wszystko, co powie im się dość dostojnym głosem z balkonu królewskiego pałacu…

Prawda natomiast jest taka, że najpotężniejszy z dżinów – ten, który oszukał samego króla demonów – został pochwycony właśnie przez króla elfów, Jaraziela i był zobowiązany spełnić jego trzy życzenia. Lecz nawet najstarszy i najmądrzejszy z nacji, która jako pierwsza stąpała po ziemi, nie mógł uciec przed przebiegłością Dżina. Jaraziel był próżny i pierwszym jego życzeniem było zyskać nieśmiertelność bez jakiegokolwiek ubytku na zdrowiu, zarówno psychicznym, jak i fizycznym. Następnie przez wiele lat Król nie wypowiedział kolejnych życzeń, aby sprawdzić, czy dżin go nie oszukał. Okazało się że moc działa dokładnie tak, jak sobie tego życzył. Tak bezpośrednie i korzystne interpretowanie słów uśpiło czujność Jaraziela. Dżin natomiast, musząc oczekiwać lata, poprzysiągł zemstę na swoim ciemiężcy. Następne życzenie było przemyślane i z korzyścią dla wszystkich ras, które popadły w wielką wyniszczającą wojnę. Takie najbardziej lubił przekręcać złośliwy Dżin. “Niech wszystkie ludy tej ziemi bezkrwawo zjednoczą się w jednym wspólnym państwie pod moim berłem”. Co mogło pójść nie tak? Otóż Dżin wykorzystał moc demonów z innego wymiaru, aby stopniowo zniewolić ludy tego świata i w końcu oddać je pod władanie autorowi życzenia. Niedobitki uciekając łączyły się pod jednym sztandarem, ale czy o to chodziło Królowi? Ostatnim życzeniem Jaraziel chciał posiąść moc, aby powstrzymać to, co sprowadził na swój świat i tu po raz kolejny Dżin zadrwił z niego. Wykorzystał rzucone szybko i w emocjach słowa Króla.  Dał mu moc, która mogła wygnać złe moce, lecz za wysoką cenę. Można było tego dokonać poświęcając wspomnienia i… zamieniając się w kamień po wsze czasy. Niewiele myśląc i czując ciężar odpowiedzialności, oszukany król wykorzystał moc zastygając w majestatycznej pozie, trzymając w rękach coś, co było dla niego najcenniejsze – najznamienitsze skrzypce, jakie widział świat. Krótko trwał jednak czas pokoju i dobrobytu. Istoty z okolicznych krain zawsze szukać będą zwady i tego, co je dzieli zamiast łączyć. Wymarzona idylla Jaraziela szybko rozpadła się, a pod jego stopami rosły i upadały kolejne cywilizacje.

W latach bezpośrednio poprzedzających wydarzenia, które poznacie razem z nami, ktoś bardzo potężny zaczął interesować się starożytnym posągiem i stojącą za nim historią. Aura dawnego zaklęcia nadal unosiła się w pobliżu statuy przyciągając, kusząc potęgą. Lecz jedyną szansą na poznanie tamtych wydarzeń było przebudzenie ich naocznego świadka. Jak pełna bólu i rozczarowania była informacja o braku jakichkolwiek wspomnień w głowie ożywionego posągu… Bo Stradiv faktycznie niewiele pamiętał ze swojej przeszłości. Poświęcił swą wiedzę i wspomnienia, by ratować tych, na których mu zależało. Porzucony w lesie przez zawiedzionego odkrywcę, zaczął jednak powoli przypominać sobie dawne nawyki. A jako imię przybrał słowo, które dostrzegł wyryte na jedynym przedmiocie, który miał ze sobą…

Tajemnice Lasu Cieni: Tworzenie Postaci

Jesteście ciekawi, w jaki sposób powstały koncepty postaci, którymi zagramy w “Tajemnice Lasu Cieni”? Dziś uchylimy Wam rąbka tajemnicy i dowiecie się więcej o naszej drużynie. Niby “tylko” tworzenie BG, ale bawiliśmy się świetnie, zobaczcie sami! 🙂

Tajemnice Lasu Cieni: Trailer kampanii

Oto jest! Trailer kampanii w Pathfinder RPG, którą będziecie mogli śledzić razem z nami! Zapraszamy do oglądania i subskrybcji naszego kanału na YT! 🖤