LEANDRO PINTO – CHOOSE CTHULHU 10: NAWIEDZICIEL MROKU

„Najpierw potwór pożera twoje oczy, aby pogrążyć cię w ciemnościach. Jesteś mu nawet za to wdzięczny, mimo agonii, gdyż w ten sposób możesz jedynie zgadywać, ż wilgotna masa, która spływa ci po nogach, to twoje wnętrzności.”

Nastał u mnie w grafiku czytelniczym akurat okres paragafówkowy, więc nadganiam cokolwiek mi wpadnie w ręce. Paragrafówki o zrujnowanych szpitalach psychiatrycznych, oficerach Royal Navy w Złotym Wieku piractwa, żołnierzach wyklętych, komiksy paragrafowe o Powstaniu Warszawskim, postapo w robocim świecie, jak również misje szpiegowskie na progu II WW na Pacyfiku i polowaniu urządzonym przez hrabiego D. na łowców wampirów. Oczywiście jest i miejsca dla krótkich form zahaczających o potwory z lovecraftiańskich mitów.

“Nawiedziciel Mroku” L. Pinto, nawiązujący rzecz jasna do opowiadania samotnika z Providence pod tym samym tytułem, pozwala nam bezszelestnie wślizgnąć się w buty młodego literata Roberta Blake'a. Turysta ów, zafascynowany architekturą Providence, a zwłaszcza pewnym neogotyckim, zdesakralizowanym niegdyś przez kultystów kościołem, postanawia wchodzić tam, gdzie nikt go nie zapraszał. Ciekawość w tym przypadku to pierwszy stopień do lochów, do których należy zabrać latarkę, linę i parę innych przedmiotów.

Ta część z serii nie ma zbyt rozbudowanej fabuły. Jest raczej zapisem krótkich spotkań z mieszkańcami i wędrówek po kościele – lochu w poszukiwaniu artefaktów i głównie bardzo bolesnej, miejscami zbyt losowo nadchodzącej, wyjątkowo okrutnej śmierci. Nie ma w tej opowieści nie lubianej przeze mnie w grach paragrafowych mechaniki walki i testów, ale za to wybrane przez nas w trakcie podróży przedmioty mogą doprowadzić nas do innych zakończeń. Tych ostatnich zresztą jest całkiem sporo i zbyt wiele z nich doprowadza do nieszczęśnie pozytywnych i nieklimatycznych zakończeń. Pojawia się także, podobnie jak we wszystkich książkach z serii, bezduszne zakończenie w paragrafie nr 77.

„Skóra odchodzi im od ciała w cienkich pasmach, a potem upadają na podłogę, przemienieni w masę nagiego, drgającego mięsa.”

Wielkim plusem są jednak makabryczne opisy oraz nawiązania do życia pisarza Roberta Blocha (na którym bohater przez nas prowadzony jest wzorowany), jak i innych pisarzy z kręgu lovecraftowskiego. Niestety, brak zagadek, ciekawych pętli i rozgałęzień powoduje, że nie jest to moja ulubiona część z serii. Niemniej, jest to udany cthulhowy dungeoncrawler z historią krucjat do Ziemi Świętej w tle.

Aha, jest i mroczna rozsypująca się ze starości i ciężaru grzechów kościelna dzwonnica. Nie idźta tam… a może właśnie idźta?