2TM2,3 – wpis świąteczny

Wypadałoby tematyką wpisu nawiązać do otaczającego nas kulturowego kontekstu. Nie lubię muzyki określanej „chrześcijańską”. O tym określeniu decydują teksty utworów, które często są infantylne, nieciekawe, sztampowe. Omawiany dzisiaj zespół jest wyjątkiem – jedyną kapelą, która tworzy „muzykę chrześcijańską” i której kawałków dzierżę więcej, niż k3. Powiem więcej – to jeden z zespołów, na których się wychowywałem.

Jak tu bowiem nie kochać grupy, która w nazwie ma werset biblijny, śpiewa o Chrystusie i zaczyna pierwszy album takim to kawałkiem:

I wpatruje się dziecko w tekst z Księgi Izajasza (nie to, żeby je rozumiało) i słucha tej muzyki, którą zawsze kojarzyła z „szatańskim grołlem” i uwierzyć nie może. A buła się cieszy.

Na moich sesjach rzadko grywamy w świecie historycznym lub współczesnym, a jak już, to zazwyczaj wiara ma tam znaczenie marginalne. A jednak, gdyby grać w takie Armie Apokalipsy (które, jak rozumiem, z Biblią nie mają nic wspólnego), to Marana tha zasługuje na miano battle theme'a.

Prawie wszystkie kawałki 2TM2,3 posiadają tekst zaczerpnięty z Pism. Niektóre są zaskakujące. Inne piękne. Część do mnie wcale nie przemawia. Widzę jednak ogromny potencjał w utworze rozpoczynającym się spokojnie i pokornie, a wreszcie wchodzącym na estetykę wzniosłości, przytłoczenia.

Czyż nie dałoby się tego wykorzystać jako tło do opisu epickiej bitwy – tak między aniołami, jak i krzyżowcami? W Audacity wywalić da się nazbyt „spokojne” refreny i jedynie przedstawić zgiełk, chaos i okrucieństwo osób znających potrzebę wiary, ale nie Boga. Poczynający się od 3:58 wyrazisty rytm to czas przygotowujący w sam raz na zarysowanie kształtu w obłoku dymu, postaci zsuwającej się z niebios, której niszczycielskie działanie z pasją opisujemy od 4:18.

Tego typu utworów znajdziemy więcej. Dość wymienić

czy wreszcie

Jednak zrozumiałe jest, że nie każdy chciałby ująć kwestie wiary tylko w pełnych patosu i wzniosłości ujęciach, przemocy i potędze. 2TM2,3 zapewnia też sporą kolekcję utworów subtelniejszych i spokojniejszych. Męskie wokale częściej zastąpione są przez niewieście (choć chórów nie ma ni w części czadowej, ni akustycznej), gitary elektryczne, basówki i perkusja schodzą na drugi plan, zastąpione trąbami, cymbałami, tradycyjnymi bębnami.

Mistrzowsko wykonany Psalm 23 – obdarzony i tą łaskawością, że tekst polski zastąpiono oryginałem, przez co natchniona kapłanka z perspektywy graczy nie wybije się na tle śpiewających glosolaliami szaleńców – jest tego najlepszym przykładem:

Słynny jest Psalm 130, znany zresztą w różnych wykonaniach (gdyż, co warto wiedzieć, wykonania koncertowe wychodzą tej kapeli czasem skrajnie odmienne względem pierwowzoru), łączący oba ze wspomnianych stylów:

Jak jednak wiedzą stali czytelnicy tego bloga, nie jestem zwolennikiem muzyki sesyjnej, w której tekst wybija się na przód. Stąd cenię zwłaszcza kawałki, które da się wcisnąć na albumy odpowiedzialne za tło i sceny:

Jakby jednak nie spojrzeć, muzyka o wymiarze religijnym ma to do siebie, że nawet stworzona została po to, by przemawiać do słuchacza. Stąd stosuję ją bardzo rzadko – zresztą zdecydowana większość mych współgraczy to osoby niewierzące lub wręcz wrogo do wiary nastawione – i głównie jako muzykę chwili. A przecież o ile gramy z osobami, które potrafią się nieco zdystansować, możemy wykorzystać choćby motyw z filmu Conan, w którym to drużyna włamuje się do świątyni i słyszy odległe śpiewy wiernych:

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Want to join the discussion?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz