Puchar Mistrza Mistrzów 2015 Falkon

Puchar Mistrza Mistrzów podbity przez Grajki! No może nie do końca podbity i nie tak bardzo przez Grajki, ale jesteśmy na drodze do tego, a jak już sobie obierzemy jakiś cel to nic nas nie powstrzyma. Uderzamy wtedy silnie niczym szalona rzeka! Jak na prawdziwą, mroczną, sektę przystało mamy swoich ludzi po każdej stronie barykady, wśród sędziów byłem to ja, a do grona uczestników konkursu przeniknęli Jarema i Włodi. Ten drugi jest już dwukrotnym zdobywcą pucharu i w tym roku walczył o stały tytuł Mistrza Mistrzów. Co wyszło z tego z tego sędziowania i szarży Włodiego? Otóż tak.

Jak każdy porządny bajarz utrzymam cliffhanger i napiszę najpierw trochę pierdół o formie samego konkursu. Sesji było w bród! I to taki głęboki, nieprzejezdny bród. To było moje pierwsze (i mam nadzieje, że nie ostatnie) sędziowanie więc nie mam jak porównywać, ale z tego co słyszałem dotychczas zawsze konkurs odbywał się na konwentach czterodniowych ergo wszystko wymagało dużej ilości pracy, ale działało. Falkon zaś był konwentem trzydniowym… I tak pierwszego dnia podczas eliminacji oglądaliśmy osiemnaście sesji w dwóch turach po dziewięć. Można było utonąć w istnym morzu narracji, npców, akcji, zagadek, śledztw, świeczek, gadżetów, muzyki, kostek, łez graczy i sztuczek mistrzów gry, którzy sypali nimi jak z rękawa. Po zakończeniu ostatniej sesji czułem się jakbym był bohaterem powieści Lewisa Carrola, jednak rzeczywistość zamiast posłać mnie na kolacje razem z zającem Marcem, wysłała mnie na obrady które miały wyłonić ekipę półfinałową. Było magicznie, chociaż pewnie nie tak jakby mogło być podczas kolacji z gadającym królikiem. Bardzo dobrze słuchało mi się profesjonalistów w swoim fachu, ludzi którzy prowadzą po 10-20 lat i robią to dobrze. Zwracali uwagę na takie elementy mistrzowania które mi nawet nie przyszły do głowy, analizowali wszystko co się działo na sesji i potrafili ująć w słowa to, co u mnie tkwiło tylko w sferze intuicji podczas obserwowania mistrzów gry. Oczywiście nie zawsze był to miód dla uszu, trafne i błyskotliwe uwagi które sam Apollo zsyłał z Olimpu. Sporo trafiało się przydługiego ględzenia, pierdół czy niskich lotów humoru, ale w ostatecznym bilansie więcej wyniosłem z wszystkich obrad ciekawych przemyśleń i świeżego spojrzenia, niż frustracji i chęci mordu. Nawet mimo to iż, pierwsze obrady trwały do świtu. Dosłownie świtu. Wracałem do hostelu z promieniami słońca na plecach. Ale do rzeczy, bo nie o sny tu chodzi, tylko półfinalistów, przeszli:

Michał Nowak – Który poprowadził zwariowaną sesję w klimatach Kingsajzu.
Jarema – Ten pokazał ostry i kopiący po jajach cyberpunk, z dobrym użyciem gadżetów.
Zed – Tutaj mieliśmy okazję obserwować rycerski romans ze zwrotem akcji.
Włodi – Wymalował baśniową fabułę o uczniach czarodzieja. (Były hobbity!)
Fedor – Dał pokaz bardzo dobrego warsztatu prowadząc Eclipse Phase.
Markov – Jak ruszył z grubej rury na początku sesji, tak do samego końca zostało.

Drugiego dnia czekały nas sesje półfinalistów, kolejne obrady i Wielki Ważny Finał. Mistrzowie półfinałowi mieli podniesioną poprzeczkę, wcześniej dostali od nas kartki z dodatkowymi wymaganiami co do scenariusza (przygotowaną przez Cravena) i hajda do ołówków! Panowie prowadzący zaprezentowali nam się tak:

Zed – Wikingowie i smoki! Brzmi jak najbardziej odjechany pomysł na okładkę płyty Manowaru czy innego patataj metalowego zespołu, do tego bitwy, źli książęta, labirynt i magiczny kwiat w tle.

Michał Nowak – Agenci korporacji implementujący sztuczne wspomnienia w mózgu człowieka na skraju śmierci. Też brzmi nieźle! Trochę Incepcji, trochę Matrixa, okraszone jakimiś anime. Sporo akcji, biegania po dachach i strzelania.

Jarema – Kac w Starym Świecie. „Narysuj mnie jak jedną z twoich Bretońskich dziewcząt”. Titanicus wpływa do portu i miażdy wszystkie statki na swojej drodze. Czy muszę coś więcej dodawać?

Włodi – Grupa dzieci przeniesiona bezpośrednio do filmu próbuje ułożyć historię tak, aby rozjaśnić oryginalne smutne tony. Brzmi najmniej szalenie, ale mimo to chwyta za to za co powinno.

Fedor – Znów Eclipse Phase i znów niekończący się zasób słownictwa. „On jakby czyta te opisy z kartki… ale nie widzę tam żadnej kartki!”

Markov – Magowie, przepastne lochy i dziwne zwierzę które ciągle przemyka gdzieś w tle. A do tego te zwroty akcji!

Sesje pomysłowe i żywe, a mistrzowie starają się przed nami, że czułem się niczym prowadzący Randkę w ciemno, no ale do finału przejść może tylko dwóch. Nolens volens resztę trzeba było zrzucić w otchłań przegraństwa, niezależnie od tego jak bardzo wyrównany poziom reprezentowali, a było naprawdę srogo! Z bólem mniejszym, bądź większym w wyniku obrad zadecydowaliśmy, przechodzą: Markov i człowiek-Eclipse-Phase Fedor. Potem szybkie łapanie kontaktu z mistrzami żeby szykowali kostki i hajda na finały!

Jednak sam finał był już trochę mniej ekscytujący. Ostry maraton, z niewielkimi przerwami odbił się na prowadzących i na graczach również. Niektórzy ostrzy zawodnicy brali udział w sesjach na każdym etapie konkursu, twardziele. Odniosłem wrażenie, że Markov zdziwił się swoją obecnością w finale i trochę spanikował, za to Fedor za to po raz trzeci pokazał niekończący się zasób słów, ale chyba też był zdziwiony swoją obecnością na ostatnim etapie. Mimo wszystko walka trwała długo, gracze wyszli pełni emocji i ostatnie obrady mogły się zacząć. A tam, potężną przewagą głosów wygrał Fedor. Eclipse Phase zatriumfował!

I tak oto oceniłem 26 sesji. Całkiem sporo, można by z tego ukuć srogą kampanię rozłożoną na kilka miesięcy, a tutaj rozegrało się to w trzy dni. Da się? Jasne, że się da, ale na Teutatesa oby kolejne Puchary były na dłuższych konwentach. Bo to, że ja za nimi pojadę to oczywiste. Pełno pozytywnej rpgowej energii, współtworzenie największego Polskiego turnieju mistrzów gry i możliwość współpracy z ludźmi którzy na rpgach zjedli zęby, to wspaniała rzecz. Naładowało mnie to niewyobrażalnie do dalszego rzucania kostkami i opowiadania historii.

Hobbit.

4 komentarzy:

Dodaj komentarz

Want to join the discussion?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz