Wpisy

Pyrkonowa przygoda II 2017

Serwus RPGowcy!
Przynoszę wam dziś drugi scenariusz z tegorocznego Pyrkonu, tym razem jest to wytwór Waszej pracy warsztatowej, przepuszczony przez filtr mojej słabej pamięci, który potraktujmy jako twórcze rozwinięcie.  Jeśli byliście odpowiedzialni za jego powstanie podczas prelekcji, to dawajcie znać, dopiszemy wasze autorstwo 🙂
Skrótowo – Jest to sandboks fantasy w którym gracze trafiają na konflikt między chłopkami, ich mężami, driadami oraz zagadkowym czarnoksiężnikiem. I niech nie zmyli was ta ostatnia postać, tym razem nie jest to mroczny scenariusz, a awanturnicza opowieść o mieczach i zaklęciach.

 

Tło – Wszystko dzieje się na prowincji krainy fantasy, z dala od większych ośrodków miejskich, ale nie jest to też żadna dzicz. Kluczowym dla scenariusza miejscem jest wioska położona przy starym borze, zamieszkanym przez driady, które w celach reprodukcyjnych korzystały z wioskowych mężczyzn. Na początku zwabiały ich do lasu sennymi wizjami, a później to już sami chętnie przychodzili, budząc tym samym zrozumiałą agresje wśród swych żon. Kiedy nalegania, błagania i groźby nie osiągnęły skutku i mężczyźni nadal chadzali do driad, kobiety udały się po pomoc do czarnoksiężnika.

Ów pochodzi z tej samej wsi, tylko za młodu wyjechał do wielkiego miasta żeby studiować magię, gdyż nie widziało mu się doić kozy do końca życia; studiów niestety nie skończył, ale trochę wiedzy zdobył. Po powrocie w rodzinne strony zajął się chałupniczym czarnoksięstwem, a kiedy kobiety pojawiły się u niego po pomoc, postanowił to wykorzystać jako swój pierwszy, wielki występ z mrocznymi siłami: odprawił rytuał, który miał zakończyć sprawę, a jemu przynieść sławę. Jednakże nie powiodło się to, otóż kiedy magia dopadła driady, to te nagle zamiast nowych członkiń swego gatunku zaczęły rodzic leśne potwory: kłęby liści, korzeni, kłów, nienawiści i pazurów, które zaczęły szukać w borze ofiar, atakując każdego kto nie jest mieszkańcem lasy. Przerażone driady ukryły się w głębi boru, a ci z chłopów, którzy zbliżali się do driad wpadli w magiczny szał, który odebrał im zdolność jasnego myślenia i zamienił w agresywne, nieokrzesane stwory stadne, atakujące każdego kto się do nich zbliży. A nie mówiłem, że trochę nie wyszło?

Na domiar złego czarnoksiężnik zapieczętował drzwi do swojej wieży i nie chce z nikim gadać, a oszalali chłopi i leśne potwory walczą z kim popadnie, ostatnio nawet doszło do napaści na karawany. Jeśli tak dalej pójdzie, to król wyślę tu swoje wojsko i każe im rozjechać wszystko i wszystkich, bez pytania kto zacz. Karawany handlowe, rzecz najważniejsza.

 

Postacie graczy – Oczywistą propozycją w tym wypadku wydaje się drużyna poszukiwaczy przygód wezwana na pomoc przez kobiety ze wsi, które najbardziej chciałyby odzyskać swoich bliskich i spokój w okolicy; dodatkowo pewnie interesowałyby się też pozbyciem driad, a pewnie i ukaraniem czarnoksiężnika.

Dobrze by było dla awanturniczego klimatu, aby podkręcić różne cele i charaktery postaci występujących w drużynie, które mogą być kompletnie odmienne, może nawet wrogie, ale są sojusznikami dla tego jednego większego celu, nie pozwalającego im wbić sobie, jeszcze, noży w plecy.

Co może być tym większym celem? Być może każdy z nich ma fragment mapy lochu w którym ukryty jest skarb, a jedna z mieszkanek wsi posiada ostatni, brakujący element? Mogła wejść w jego posiadanie kiedy sama była poszukiwaczką przygód kiedyś, ale bez wszystkich części był niewiele wart, a teraz w zamian za pomoc, może go oddać.

 

Rozwój scenariusza – Interesującym elementem sesji mogłyby być negocjacje prowadzone przez graczy, między driadami, a wieśniaczkami. Z jednej strony są istoty żyjące na tych ziemiach od wieluset lat, a z drugiej wrogo nastawione chłopki. Oczywiście rzeź też jest rozwiązaniem, ale czy to przystoi dzielnym poszukiwaczom przygód? Dla ubarwienia można zasugerować graczom, aby postać któregoś z nich była druidem bądź kimś innym związanym z lasem, wtedy poprzez personalne umocowanie będzie bardziej zaangażowany w sesje, a prywatny quest nadany przez przywódcę druidycznego kręgu rozbuduje sesje.

Czarnoksiężnik jest przerażony tym co wywołał i niechętnie będzie rozmawiał z kimkolwiek, ale wie też, że całkowite odcięcie się od świata nie jest dobrym wyjściem, bo za jakiś czas ktoś może jego wieże puścić z dymem; najchętniej odkręciłby całą sprawę i uciekł z tej okolicy. Ma kilka pomysłów na odczarowanie driad i chłopów, ale te rytuały wymagają rzadkich składników i są skomplikowane. Na pewno są wśród nich części potężnych potworów żyjących w okolicy: zęby trzeciej głowy hydry, sproszkowany ogon wiwerny, język trolla itp. Sporo biegania i roboty z tym będzie, a on sam też nie jest do końca pewien co powinno się znajdować w kociołku do rytuału. Kolejna podpowiedź co do postaci graczy, któryś z nich może być kolegą z akademii czarnoksiężnika, może nawet go gnębił w szkolnej ławie i teraz ich relacja będzie dosyć niezręczna? Inna propozycja to postać inkwizytora, bądź jakiegoś innego przedstawiciela organizacji kontrolującej magów, ukrywanie swojej tożsamości może być zabawną sceną.

Dobrze byłoby przygotować sobie też tabele zdarzeń losowych, które mogą mieć miejsce podczas podróżowania graczy pomiędzy lokacjami tego sandboksu, a na pewno ważnym z nich powinien być przejazd nowej karawany, na który zasadzają się objęci klątwą chłopi, bądź leśne demony. Zaś czymś co będzie ponaglać graczy, mogą być królewscy zwiadowcy, zwiastujący nadchodzącą armię. Oszukiwanie ich, porywanie, albo przekupywanie w celu spowolnienia wojsk, może być interesującą sceną.

 

Tak wygląda zapamiętany przeze mnie scenariusz z warsztatów. Przygodowo i fantasy, myślę, że ciekawie byłoby go poprowadzić dając graczom duży wpływ na fabułę, tak żeby sami mogli też kształtować świat, tworzyć własnych npców i miejsca. Dając graczom na każdą sesje kilka sztonów, można pozwolić im na budowanie świata, za wydawanie tej “waluty”, oczywiście pod nadzorem mistrza gry. Takie wspólne poszerzanie świata w którym ma miejsce scenariusz na pewno ubarwi go znacznie. Dajcie znać jak wam poszło, jak poprowadzicie ten sandboks!

Polecanki na serio – reszta to żart

Nie, żebym z reguły był super poważny, ale data zobowiązuje, żeby dziś być jak najmniej poważnym. Dlatego serwuję dziś trzy polecajki, a Wam zostawię decyzję czy potraktujecie je na serio, czy nie.

King Joe – Kung Fu

Cyberpunkowa przygoda miejska. Gracze uganiają się z świadkiem koronnym za którym Yakuza i gang czarnoskórych wysłali hordy swoich cyngli. Na pewnym etapie przygody trzeba się przyczaić przed kolejnym ruchem, bo policja musi namierzyć kreta, który zdradza położenie nieszczęsnego księgowego (w rzeczywistości to jednej postaci ktoś podrzucił pluskwę). Po chwili pełnej napięcia ciszy postać na czatach (a później i reszta) zostają zaatakowani przez drobnych ubranych na czarno azjatów z noktowizorkami na oczach. Sesja w lekkim klimacie jeżdżenia po rasistowskich stereotypach, więc i muzyką można się pobawić.

John Carpenter – Everyone's Coming to New York

Będę szczery – nie użyłem jeszcze, ale jak tylko będę planował sesję postapo (choć i to nie konieczne) w oparach absurdu, to wydaje się kuszącym podkładem w prologu.

Yoshida Brothers – Rising

Przygoda akcji w L5K, miało być filmowo na całego, więc poszedłem na całego. Muzyka towarzyszyła opisom kolejnych postaci graczy – pionowo obok nich pojawiało się Kanji z imieniem postaci a pod nimi poziomo nazwisko gracza. A po tym powiedziałem:

Jak za cięciem katany obraz rozpada się na dwoje by ukazać planszę tytułową – “The Black Daisho”.
…Następnie słyszymy głos Tomasza Knapika mówiący “Stracony honor”

Było przezabawnie.

Neverhood soundtrack + życzenia


Mam ochotę, dla odmiany, napisać o czymś wesołym. Okres przedświąteczny jest dla mnie zawsze przygnębiający, nawał obowiązków, braki w ilościach dostępnych sztuk złota, zmęczenie. Stąd dzisiaj coś lekkiego, radosnego, a przez to nietypowego jak na ten blog.

Jeżeli istnieje coś, co sprawia mi nieposkromioną radochę i wręcz nasyca pozytywnymi emocjami, to jest to Neverhood.

Muzyka była niezwykle ważnym elementem tytułu – nieustannie wybijała się na pierwszy plan, często doprowadzała do gorączki swą, z braku lepszego słowa, „eksperymentalnością”. Jest to chyba jazz, ale poszczególne kawałki wyraźnie nawiązują do innych nurtów, jak r'n'roll, blues czy dziecięce wyliczanki.

Problemem albumu jest, że wielu utworów nie da się na dłuższą (na krótszą zresztą też – jak „Gargling Drummer”) miarę słuchać. Potrafią być męczące, niemelodyjne, wokal często posługuje się bełkotem. Do instrumentów zaliczyć należy przede wszystkim gitary, saksofony, elektronikę (ta, wiem, ładny instrument, wybaczcie mi ten skrót myślowy).

Stąd można wyodrębnić dwa rodzaje utworów z Neverhood – bardzo mocno dostosowane do konkretnych scen („Klaymen takes the ‘A' Train” – w zasadzie bezużyteczne dla nas, o ile nie planujemy ulokować w sesji pociągu) i trochę przekraczające standardowe rozumowanie, czym jest muzyka („Thumb Nail Sketch”).

Druga grupa to utwory niewiele mniej dziwne lub zgoła typowe, za to w zdecydowanej większości ciekawe i charakterystyczne, raczej radosne, nawet zabawne. Niewiele z nich broni się jako muzyka całkowicie oderwana od kontekstu gry (tu rewelacyjny „Klaymen's Theme”, czyste mistrzostwo, kopalnia pozytywnych emocji), większość jest bardzo krótka (około półtorej minuty) i raczej do zastosowania na krótko.

Soundtracku tego nie używałem już bardzo długo, gdyż zdecydowana większość znajomych (ja zresztą też) ma go już po dziurki w nosie (dziesiątki odsłuchań robią swoje). Wykorzystywaliśmy go jednak przede wszystkim w momentach, gdy chcieliśmy zaznaczyć, że prowadzimy sesję humorystyczną, bardzo zdystansowaną i swobodnie prowadzoną.

Nie znaczy to jednak, że nie da się go wykorzystać w inny sposób. W gruncie rzeczy jest to doskonała muzyka przygody do sesji z przymrużeniem oka. Różne utwory bardzo łatwo powiązać z konkretnymi lokacjami, postaciami, wydarzeniami. Ociekają wręcz groteską, nie powinno nas dziwić, że nagle z głośników ktoś zaczyna obłąkańczo się zaśmiewać czy melancholijnie zaśpiewuje „Dum da dum doi doi doi”. Ta muzyka z zasady nie musi mieć sensu i w obranej konwencji broni się bardzo dobrze.

Nawet kawałki pozornie bezużyteczne mają potencjał. „Chiming in” od razu daje mi pomysł na starą pozytywkę, zepsutą radiolę, groteskowo dodaną do Maszyny Zagłady, złowróżebną melodyjkę. Dobry prowadzący (ok, ja na przykład nie) potrafiłby to genialnie wpleść do sesji grozy.

Muzyka tła: 1/5 – to się nigdy nie uda;
Muzyka obszaru: 1,5/5 – to się nigdy nie uda, ale możemy wybrać kilka kawałków i wrzucić je na składankę „humor” (o ile ktoś takiej składanki potrzebuje) lub „WTH”;
Muzyka przygody: 4/5 – tak, dla tej muzyki naprawdę da się zrobić specjalną sesję. Warto trzymać w pamięci, może kiedyś będzie okazja spróbować czegoś nietypowego;
Muzyka drużyny: Chciałbym zobaczyć taką drużynę.

Tak poza tym życzę Wam, byście mieli tyle pieniędzy, by stać Was było na zakup żyrafy oraz byście w tym roku nauczyli się jakiegoś nowego języka – a najlepiej jakiegoś idiolektu, tak w pełni. I byście poznali przynajmniej jeden utwór który zapamiętacie na długo tylko tego dla, że w jego towarzystwie wydarzy się coś wspaniałego.

I grajmy jak najprzyjemniej.