Granie kotem nekromantą, czyli The Cat Hack!

Cześć!

Od jakiegoś czasu przegrzebuje internet w poszukiwaniu interesujących pozycji RPGowych, takich, które pobudzą nowe rejony mojego RPGowego mózgu, który przez kilkanaście lat grania przywykł do pewnych schematów. Teoretycznie ogranicza nas jedynie nasza wyobraźnia, ale system w który gramy jest na tyle mocną ramą, że po pewnym czasie mimowolnie spektrum możliwości się zawęża. Toteż żeby nie stać się zblazowanym mistrzem gry, który odwala tylko swój obowiązek myśląc o Anglii zebrałem trochę gier, które demolują przyzwyczajenia i rozgrzewają mięśnie mistrzowania gier. Dziś opowiem wam o jednej takiej, która jak głosi tytuł notki, pozwala na zagranie kocim nekromantą!

Kot medrzec

The Cat Hack jest grą opartą o The Black Hack, czyli retroklona* pierwszych dedeków, z którego czerpie swoją mechanikę i jak na system tego typu przystało jest jej niewiele, acz treściwie. Gracze wcielają się w role inteligentnych kotów, które żyją we współczesnym świecie wypełnionym stworzeniami z baśni oraz horrorów, takimi jak: ghule, wampiry, potwór spod łóżka, eteryczne pasożyty, zjawy, ogry i wilkołaki. Bestiariusz jest całkiem spory, jak na tak krótką grę, i choć każda istota jest opisana bardzo krótko, właściwie jest to tylko nazwa plus trochę mechaniki i specjalne moce, to ich oryginalność i spójność z grą sprawiają, że pomysły same wpadają do głowy. Moi faworyci to bogata paleta eterycznych pasożytów, czyli niewidzialnych dla ludzi istot, które żerują na ich emocjach, skłaniając tym samym do złych czynów. Każdy egzemplarz jest kolejnym pomysłem na scenariusz. Nie mówiąc już o stworze nazwanym „Thing under the bed”, który mógłby być świetnym głównym antagonistą w dużej kampanii.

Kot warrior

Postacie opierają się na sześciu standardowych dedekowych statystykach: siła, zręczność, kondycja, inteligencja, mądrość, charyzma. Każda z nich ma takie same wykorzystanie w kocich przygodach jak i tych przeżywanych przez ludzi, elfy i krasnoludy. Do wyboru są też cztery klasy kota : Battle Cat, Lithe One, Shaman Cat, Pretty Kity. Reprezentują one cztery archetypowe postacie w drużynue poszukiwaczy przygód. Battle cat jest urodzonym wojownikiem, który wraz z większym poziomem może zadawać więcej ciosów, a także otrzymuje mechaniczne przewagi podczas walki z ptakami, insektami itp. Little one jest łotrzykiem, zawsze porusza się szybciej niż inne kocie klasy, ma przewagi podczas unikania pułapek, wspinaczki, zwiadu itp. Shaman cat zna się jak nikt inny na czarowaniu, o czym będę pisał za chwilę; zaś pretty kitty jest bardem, ludzie muszą zdać test żeby być w stanie go zaatakować, a on sam może śpiewać kocią piosenkę i tym samym wspierać swoich sojuszników. Ze względu na swoje specjalne zdolności, różne kości ataku i żywotności, każda z klas wyraźnie różni się od innych, co zapewnia różnorodność na sesji i sprawia, ze nikt nie będzie się nudził – chociaż brak czwórki graczy, każdy z inną klasą, może być w pewnym momencie problemem.

kot bard

Jeśli chodzi o magię to każdy kot jest w stanie rzucać podstawowe zaklęcia, które każdy posiadacz kota zna ze swojej codzienności. „Dinner dance”, który wymaga okrążenia człowieka 1k4 razy sprawia, że ten spełnia jedną podstawową kocią potrzebę, taką jak nakarmienie czy napojenie. „land on feet” sprawia, że kot nie dostaje obrażeń od następnego upadku. „Door” przekonuje najbliższego człowieka, żeby otworzył drzwi/okno przy którym siedzi obecnie kot i głośno miauczy. Te trzy czary to dla kotów chleb powszedni, z ciekawszych (i nadal podstawowych) są takie rzeczy jak: widzenie w całkowitej ciemności, zamienienie ciała w zombie/szkielet, który będzie służył kotu; rozmowa z umarłym; bądź usunięcie magii. Brzmi interesująco prawda? Zaklęcie zaawansowane dostępne dla shaman cata, to między innymi: chodzenie po wodzie, odbieranie oddechu innym istotom na kilka rund, ochrona przed złem, czy teleport, który przenosi pomiędzy cieniami. Jak widać zaklęcia są mieszanką zwyczajnych czarów, magii kapłańskiej oraz specjalnych zdolności paladynów czy tropicieli. Jest to duża różnorodność, która wzbogaca paletę możliwości działań graczy, a i humor zacny. Czary mają jednak jedno utrudnienie, jest nim zasada niewiary (disbelief). Polega ona na tym, że istnieją istoty nie wierzące w magię i dzięki temu odporne na część zaklęć (głównie bojowych). Brak wiary w czary jest określony procentowo i dotyczy głównie ludzi, którzy zostali podzieleni na kilka kategorii wiekowych i tak najłatwiej będzie zaczarować małe dziecko, dorosłego zaś niemożliwością.

kot rycerz

System posiada zestaw zasad dodatkowych, które ubarwiają rozgrywkę i koncentrują ją na kocim żywocie, co jest ogromnym plusem. Każda postać posiada na starcie dziewięć żyć, które można wykorzystywać na ratowanie się z walki, dodawanie punktów życia, bądź po prostu jako „respawny” po śmierci. Autor napisał specjalną kolumnę w której zwraca uwagę, ze koty mogą przenosić tylko małe przedmioty w pyszczkach, oraz o oznaczaniu rzeczy przez pocieranie ich i tulenie się. Tak oznaczona rzecz, istota bądź pomieszczenie daje kotu bonusy podczas wykorzystywania ich, a inne stworzenia, które posiadają odpowiednie zmysły, mogą zobaczyć, że ktoś oznaczył daną rzecz i spróbować dojść do tego gdzie jest właściciel. Inną zasadą, którą należy policzyć na duży plus dla autora jest wymaganie aby, każdy kot, który zobaczy światło lasera, zwitek papieru, albo coś podobnego, to musi zdać test mądrości, żeby nie zacząć za tym gonić przez 1k6 minut (zasada nie działa podczas walki). Na koniec jest też kilka skromnych porad dotyczących przyznawania punktów doświadczenia i rozwoju kocich postaci, które mnie zawiodły. Myślę, że można było w tym temacie stworzyć coś więcej niż tylko losowe podnoszenie statystyk i możliwości czarowania.

Kot badaas
Cat Hack jest bardzo dobrą grą o kocich poszukiwaczach przygód. Mechanika uwzględnia wyjątkowość kotów, ich cechy szczególne i popkulturowe tropy z nimi związane, co na pewno ucieszy każdego miłośnika tych zwierząt. Bogaty bestiariusz i wskazówki dotyczące tworzenia scenariuszy pozwolą rozegrać w nim wiele sesji, a może i kampanii, które mogą być dobrym ćwiczeniem na RPGową kreatywność i niestandardowe sesje. Setting współczesnego świata z potworami jest tylko jednym z możliwych, autor zachęca do umieszczania kotów w innych realiach, chociażby sci-fi z podobnej produkcji o nazwie The Sci-Fi Hack czy jakichkolwiek innych. Zdecydowanie polecam wydać te parę złotych na PDFa i spróbować czegoś nowego. Jeśli ktoś z was się waha, to może zachęci go zapowiedź przygody, którą zamieszczę w przyszłym tygodniu na blogu. Tak więc, grajcie kotami!

Wszystkie fenomenalne rysunki kotów poszukiwaczy przygód, które widzicie w tej notce są autorstwa Kyounghwan Kima, który tworzy dużo takiego dobrego contentu, polecam!

Z Kamerą wśród Mistrzów – PMM 2016 POLCON

Na tegorocznym Pucharze Mistrza Mistrzów nie zabrakło oczywiście naszej ekipy!
Merry po raz trzeci zasiadła w jury konkursu, a Andrzej po raz kolejny wziął w nim udział. Niestety, drogę zakończył już na etapie eliminacji, ale sędziowie i tak ocenili jego sesję bardzo wysoko. Gratulacje!

Obszerna relacja z PMMa autorstwa Merry w linku poniżej! Dobrej lektury.
Gratulujemy tegorocznemu zwycięzcy – Wiktorowi “Wektowi” Gruszczyńskiemu

Puchar Mistrza Mistrzów Relacja

14045529_1343744402322150_4985602914728155591_n

Warsztaty Improwizacji na obozach tematycznych RPG

Lipiec-Sierpień, czyli dwa miesiące kiedy część naszej załogi dowodzi drużynami na obozach tematycznych RPG, dzieląc się doświadczeniem, wiedzą i pomysłami, które gnieżdżą się w głowie.

Tym razem na dobrze Wam już znanych warsztatach improwizacji, udało nam się całą grupą (dziękujemy aktywnej publiczności!) stworzyć ciekawy pomysł na scenariusz przygody w…. Disneylandzie.

Wbrew oczywistym skojarzeniom, historia wcale nie ma być radosna I beztroska niczym dziecięce zabawy… To smutna opowieść o walce z demonami przeszłości, o zmierzeniu się z historią i wydarzeniami, o których nie da się zapomnieć.

Gracze wcielają się w postacie emerytów, powracających po latach do Disneylandu. Każdy po przejściach, z gęstą siwizną we włosach i potężnym bagażem doświadczeń spoczywającym na barkach.

Dawno temu, kiedy jako dzieci przyjechali po raz pierwszy do Disneylandu, zdarzył się tragiczny wypadek. Grupka kilku (czterech, może trzech) wiernych kumpli szalała na roller coasterach, podziemnych spływach, gabinetach luster, domach strachu i wszelkich dostępnych uciechach przeznaczonych dokładnie roześmianym urwisom. Byli królami życia w tym jednym radosnym dniu. Często mówi się, że 100 razy może się nic nie stać, ale ten sto pierwszy raz może okazać się zabójczy… I tak faktycznie było przy kolejnym wjeździe do Gniazda Piratów. Chłopcy uparli się, żeby po raz ostatni tego dnia zaliczyć ukochaną atrakcję, mimo, że była już zamknięta. Czego nie robi się z kumplami, cytując klasyka… Pech jednak chciał, że wybryki urwisów zostały srogo ukarane, a jeden z nich nie doczekał końca wycieczki i wyleciał z łódki… Przerażeni chłopcy uciekli, zostawiając za sobą bajkowa krainę. Po kilku godzinach zebrał się tłum, a obsługa już wiedziała co się stało.

Teraz po wielu, wielu latach przyszedł moment rozprawienia się z przeszłością i wydarzeniami z młodości. Trzech staruszków, świadomych swojego sędziwego wieku i rychłej kapitulacji wobec woli życia, postanawiają odkopać wspomnienia i nawiedzani nocnymi koszmarami wrócić, aby uwolnić duszę biednego Adasia.

Co tak naprawdę wtedy się stało? Kto był odpowiedzialny za wypadek? Jak Adaś zginął i co chcieli ukryć chłopcy? Odpowiedzi szukajcie na sesji 😉

Przy okazji warsztatowej burzy mózgów pojawiło się kilka pomysłów prologu przygody.

Oto jeden z nich:

Wyobraźmy sobie Disneyland – krainę Kaczorem Donaldem i Myszką Miki płynącą. Raj dla każdego uśmiechniętego szkraba. Zgiełk, muzyka, parada kolorowych postaci, roześmiane buźki zadowolonych dzieci i zmęczonych, ale równie podekscytowanych dorosłych. W oddali widać pędząca po szynach rakietę z Toy Story, gdzieś z głębi dobiegają wrzaski i krzyki z domu strachów Rodziny Addamsów, a nad wszystkim unoszą się gęste i lepkie kawałki różowej waty cukrowej.

Przed złotą bramą stanęło trzech przygarbionych, siwych niczym śnieg staruszków, którzy podparci – każdy jeden – na lasce, stukocząc obcasami w kocie łby, powoli przesuwają się w stronę wejścia, ale wyraźnie wyzwanie jest zbyt wielkie. Na twarzach widać skromne ślady łez, a zastygłe w obawie oczy wyrażają jedynie rychłą chęć powrotu do domu… stchórzyć czy nie? Oto jest pytanie.

Każdy jeden w krótkim przebłysku wspomnień widzi swoje życie, ostatnie wydarzenia, rodzące się wnuki, dzieci, ślub, pierwszą pracę, ukończenie szkoły, młodość, aż w końcu powrót do tego jednego pechowego dnia… i już widać delikatnie zamazany czarno-biały obraz, gdzie trzech chłopców wybiega co sił w nogach przez olbrzymią bramę Disneylandu, głośno nawołując swojego czwartego kolegę, który powoli dochodzi do bramy
– “No chodź, Adaś, nie ma na co czekać, już księżyc widać na niebie, to koniec dnia!” – echo pospiesznych komunikatów wyartykułowanych przez chłopięce gardła.
– “Idźcie, ja zaczekam…. ” – zdaje się cicho odpowiadać Adaś…

** za pomysł scenki prologu dziękujemy Paulinie 🙂

A przed Wami kawałki muzyczne, które obraliśmy za główne inspiracje do tej opowieści.

Harry Gregson Williams – Light of Life (Ibelin)

Light of Life

James Horner – Southampton
Southampton